CD29 MILLER FOT.WITOLD ROZBICKI WITOLD ROZBICKI
Wbrew ideologicznym dogmatom, lewicowy rząd obniżył podatek od przedsiębiorstw do 19 proc. Polski budżet na tym zarobił, przybyło pieniędzy na cele socjalne.
Mijają czasy, zmieniają się rządy i partie sprawujące władzę, pojawiają się wciąż nowe ustawy i rozporządzenia w miejsce tych, które obowiązywały niewiele wcześniej – ale jest coś, co stanowi bodaj najtrwalszy element naszego życia gospodarczego. To podatek liniowy od dochodów przedsiębiorstw, który już od 18 lat wynosi w naszym kraju tylko 19 proc.
Wprowadził ten podatek lewicowy rząd Leszka Millera z początkiem 2004 r. – i do dziś wszystkie kolejne rządy korzystają z profitów, jakie przyniosła 19–procentowa stawka CIT.
Nie da się na to narzekać
Przedsiębiorcy w Polsce narzekają na wiele rzeczy – głównie na niejasność i zmieniające się interpretacje przepisów, nieżyczliwość urzędników, coraz większe krępowanie swobody działalności gospodarczej – ale na 19 procentowy podatek nie narzekają nigdy. Przeciwnie, podkreślają jego zalety, wskazując, że jest prosty w stosowaniu i sprawiedliwy, bo każdemu zabiera taką samą część przychodu.
W 2003 r. podatek dochodowy od przedsiębiorstw wynosił w Polsce 27 proc. Plan wprowadzenia obniżki do zaledwie 19 proc. zakrawał wręcz na rewolucję podatkową.
Zwłaszcza, że działo się to za rządów lewicy, zaś do lewicowego światopoglądu gospodarczego należało przekonanie, że nie wszyscy powinni płacić tyle samo, gdyż bogatszym należy zabierać większą część przychodów.
Ta idea była skutecznie praktykowana w przypadku podatku dochodowego od osób fizycznych, który miał charakter progresywny. W czasach rządu Millera obowiązywały trzy stawki podatkowe, odziedziczone zresztą po rządzie Jerzego Buzka: 19 proc. (którą płaciło ponad 90 proc. podatników), 30 proc., a dla najbogatszych 40 proc.
Natomiast w przypadku przedsiębiorstw, poprzednicy rządu Millera przyjęli ustawę, przewidującą stopniowe obniżanie CIT-u, który co gorsza (z lewicowego punktu widzenia) miał wyłącznie charakter liniowy. Podatek od przedsiębiorstw w 2002 r wynosił 28 proc., a w następnym spadł do 27 proc.
Jednorazowa obniżka w kolejnym roku aż o 8 punktów procentowych wydawała się czymś niemożliwym, ale lewicowy rząd pokazał, że potrafi myśleć nieschematycznie.
Nieważny jest kolor kota
Obniżkę podatku dochodowego od przedsiębiorstw do 19 proc. zaproponował publicznie – i uzasadnił – ówczesny wicepremier i minister finansów Grzegorz Kołodko w kwietniu 2003 r.
Mniejsza stawka CIT miała ograniczyć szarą strefę, ożywić przedsiębiorczość i całą gospodarkę, rozruszać inwestycje – a w rezultacie spowodować nie spadek lecz wzrost dochodów budżetowych z tytułu podatku od przedsiębiorstw. Propozycja Kołodki wywołała jednak kontrowersje w środowiskach lewicowych. Oznaczała bowiem, że w sumie przedsiębiorcy zapłacą mniejsze podatki, niż osoby fizyczne.
Wskazywano więc, że praca będzie opodatkowana wyżej od kapitału, co nie powinno mięć miejsca podczas lewicowych rządów. Pojawiały się opinie, że jednolity 19-procentowy podatek od przedsiębiorstw naruszy lewicową tożsamość, pogłębi nierówności społeczne, spowoduje odpływ bardziej ideowego elektoratu.
Z drugiej jednak strony, komunistyczny chiński polityk Deng Xiaoping zwykł mawiać, że nieważne czy kot jest czarny czy biały, ważne aby dobrze łowił myszy. W ekipie rządzącej dominowało zatem przekonanie, iż ten ostrzyżony do 19 procent kot podatkowy będzie bardzo sprawnie chwytał finansowe myszy. Premier Miller poparł więc wicepremiera Kołodkę.
To była naprawdę dobra zmiana
W czerwcu 2003 r. Rada Ministrów postanowiła, że od 1 stycznia 2004 r. przedsiębiorstwa będą płacić 19-procentowy podatek dochodowy, a decyzję rządu przyklepały Sejm i Senat.
Grzegorza Kołodki już wtedy nie było w rządzie Jego następcą został Andrzej Raczko, już nie wicepremier lecz „tylko” zwykły minister finansów.
Kołodko zrezygnował, bo nie zgadzał się z tym, że kierowanie sprawami gospodarczymi w coraz większym stopniu przechodzi z resortu finansów w ręce wpływowego wicepremiera i ministra gospodarki Jerzego Hausnera. Różniło ich też podejście do wprowadzenia najniższego, 17-procentowego progu podatku dochodowego od osób fizycznych, mającego objąć najgorzej zarabiających. Kołodko był jego zwolennikiem, a Hausner się na to nie godził (i postawił na swoim).
Obniżony podatek dla firm zaczął obowiązywać od początku 2004 r. – i okazało się, że przewidywania Grzegorza Kołodki były słuszne. Szara strefa się zmniejszyła, a dochody państwa z tytułu CIT zaczęły szybko rosnąć.
W roku 2003, gdy obowiązywał 27 procentowy podatek od dochodów przedsiębiorstw, do budżetu wpłynęło 15 mld zł z tytułu tego podatku. W 2004 – już 18 mld zł. W 2005 – 21 mld zł.
W kolejnych latach trend wzrostowy został zachowany, oczywiście z wyjątkiem wahnięcia spowodowanego światowym kryzysem finansowo-gospodarczym, który dotarł do Polski w 2009 r. W ubiegłym roku budżet państwa uzyskał aż 38 mld zł podatku dochodowego od przedsiębiorstw.
Nasz produkt krajowy brutto, który w 2003 r wynosił 3,6 proc., w 2004 r osiągnął zaś 5,1 proc.
Oczywiście, niższy podatek od przedsiębiorstw nie był jedynym czynnikiem wpływającym na tempo polskiego wzrostu gospodarczego.
W 2004 r weszliśmy do Unii Europejskiej, co było czynnikiem stymulującym dla gospodarki. Natomiast w 2005 r., po zwycięskich wyborach władzę objęło Prawo i Sprawiedliwość, co z kolei stanowiło chwilowy czynnik mrożący I sprawiło, że w tymże roku tempo wzrostu naszego PKB spadło do 3,5 proc. Jednak już w 2007 r polska gospodarka zanotowała aż 7 procentowy wzrost – najszybszy od czasów transformacji gospodarczej po 1989 r. W roku ubiegłym, było to jak wiemy 4,8 proc.
Jak nie umieją, niech nie próbują
Prawo i Sprawiedliwość po swym następnym zwycięstwie wyborczym w 2015 r., nie zmieniło stawki 19 proc. – ale jak to PiS, postanowiło wprowadzić własne poprawki, żeby pokazać, że i w gospodarce potrafi coś zrobić.
Ogłoszono zatem – z wielkim szumem propagandowym w PiS-owskich mediach „publicznych” – że z dniem 1 stycznia ubiegłego roku stawka podatku dochodowego dla najmniejszych firm zostaje obniżona do 15 proc. Niższy podatek objął przedsiębiorstwa, których przychód w poprzednim roku nie przekroczył równowartości 1,2 miliona euro.
Takich przedsiębiorstw jest w Polsce 440 tys., jednak podatek dochodowy obniżony do 15 proc. zapłaciło za ubiegły rok tylko 120 tys. z nich. Pozostałe 320 tys małych firm nie zapłaciło go w ogóle, najczęściej z powodu nie wykazania żadnych dochodów. Budżet państwa, zamiast osiągnąć oczekiwany wzrost wpływów podatkowych od małych przedsiębiorstw, zanotował zaś stratę z tego tytułu, wynoszącą 390 mln zł.
Wypada mieć nadzieję, że ta drobna nauczka skłoni ekipę rządzącą, żeby nie zajmowała się tym, na czym się nie zna – i już nie majstrowała przy stawkach podatkowych.