17 listopada 2024
trybunna-logo

Kto za to zapłaci?

Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, mówi przysłowie. Tym czymś złym jest gigantyczne marnotrawstwo środków publicznych na zbrojenia i inne wydatki wojskowe. Oto fragment książki prof. Kołodki „Świat w matni”.

Skoro nie znajdzie się nieodzownych środków na restrukturyzację gospodarki w sposób chroniący ludzkość przed przegrzaniem klimatu ani w cięciu wydatków budżetowych na inne cele, ani dodatkowym zadłużaniu państw i spychaniu finansowania podejmowanych działań na przyszłość, ani w absolutnym zwiększaniu opodatkowania ludności i biznesu na bieżąco, to skąd brać na to pieniądze? Banki centralne mają je „drukować”, jak to śmiało – i słusznie – czyniły w walce z pandemicznym kryzysem? Nie, zwłaszcza że koszty ścierania się z covid-19 karłowacieją w porównaniu z finansowym wymiarem długookresowej, liczonej na dekady i pokolenia, walki ze zmianami klimatu. Ale są na to pieniądze. My je mamy i wystarczy tylko przełożyć je z jednej kieszeni do drugiej.
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, powiada mądrość ludowa. Otóż tym czymś złym jest gigantyczne marnotrawstwo środków publicznych na zbrojenia i inne wydatki wojskowe. Oczywiście, w krajach zachowujących się agresywnie są one określane jako godna dobrej sprawy obrona narodowa… Świat wydaje na cele wojskowe około 2 bln dolarów rocznie, to jest 2,35 proc. światowego produktu brutto. Nawet w 2020 roku, kiedy jego wartość spadła o 4,4 proc., wydatki militarne wzrosły o 2,6 proc. Najwięcej wydają Stany Zjednoczone – w 2020 roku 778 mld dolarów (3,7 proc. PKB), co stanowi 39 proc. światowych wydatków na te cele. To aż trzykrotnie więcej niż Chiny, które wydały 252 mld (1,8 proc. PKB). Wyróżniły się one jako jedyny kraj spośród tych najbardziej znaczących, gdyż nie zwiększyły swoich relatywnych obciążeń wojskowych, utrzymując je na takim samym poziomie wobec PKB jak rok wcześniej. Na trzecim miejscu są Indie z wydatkami w wysokości 72,9 mld (2,9 proc. PKB), potem Rosja wydająca przez rok tyle co Amerykanie przez miesiąc, bo tylko (albo aż, jak kto woli) 61,7 mld (4,3 proc. PKB), a na piątym miejscu Wielka Brytania z kwotą 59,2 mld (2,2 proc. PKB).
W sumie wydatki piątki krajów łożących bezwzględnie najwięcej na militaria wynoszą aż 62 proc. światowych wydatków wojskowych. Gdy spojrzeć nieco wstecz, to według danych Banku Światowego w ciągu ostatnich pięciu lat udział wydatków wojskowych w PKB wzrósł w Indiach oraz w krajach członkowskich NATO – w USA i Wielkiej Brytanii, a szczególnie w Polsce, bo aż o ponad 0,3 pkt proc. – nie zmienił się w Chinach i spadł w Rosji.
Dwa biliony dolarów… To dużo. Jest z czego czerpać niezbędne środki na walkę z prawdziwie śmiertelnym wrogiem, jakim jest ocieplanie klimatu. Dwie ważkie kwestie – od strony politycznej i ekonomicznej – trzeba tutaj natychmiast wyjaśnić. Po pierwsze, ogromna część wydatków zbrojeniowych (zdecydowana większość) nie wzmacnia międzynarodowego bezpieczeństwa, a odwrotnie – osłabia je. W ciągu minionego ćwierćwiecza, począwszy od 1996 roku, wydatki militarne prawie się podwoiły i wcale nie czujemy się z tego powodu bezpieczniej. Zależność jest właśnie taka: im więcej pieniędzy idzie na wojsko, tym jest mniej bezpiecznie; niejeden lokalny konflikt zbrojny został sprowokowany z myślą o przetestowaniu kolejnych śmiercionośnych wdrożeń. Niejednemu też starciu na czas nie zapobiegnięto, choć leżało to w zasięgu polityki i dyplomacji, ale nie było na rękę potężnym, wpływowym lobby militarno-przemysłowym i ich politycznym poplecznikom, przed czym już dawno temu przestrzegał amerykański prezydent Dwight Eisenhower, skądinąd doświadczony generał. Napięcia polityczne, niekiedy grożące konfliktem militarnym, ze zwiększaniem wydatków wojskowych częściej rosną, niż słabną. To polityka.
Po drugie, zwolennicy wysokiego poziomu wydatków militarnych argumentują, że nakręcają one koniunkturę gospodarczą i dają zatrudnienie pracującym w sektorze wojskowym i jego zaopatrzeniu, w otoczeniu usługowym, a także zwiększają dochody fiskalne państwa. To prawda, ale podobne efekty przynosi wydatkowanie publicznych pieniędzy na ochronę środowiska. W tym przypadku też działają zwiększające zatrudnienie i produkcję mechanizmy popytowe oraz keynesowski mnożnik inwestycyjny, tyle że wskutek tego nikt nie umiera, a ratuje się niejedno życie. Mając do wydania miliard – dolarów czy juanów, euro czy rubli, złotych czy funtów – z podobnym makroekonomicznym rezultatem, jak wydając je na wojsko, można przeznaczać je na przeciwdziałanie ocieplaniu klimatu. To ekonomia.
Może o tym jeszcze nie wiedzieć Greta Thunberg i idące w jej ślady miliony młodych ludzi, ale powinni o tym wiedzieć politycy podejmujący decyzje w imieniu tych milionów. Tylko gdzie są odważni politycy, którzy z otwartą przyłbicą wołają o odwrócenie coraz bardziej rozkręcanej spirali zbrojeń? Teraz już nie jest ważne, kto i dlaczego zaczął ją napinać; niech to rozstrzygają analitycy i historycy. Teraz najważniejsze jest, kto ją zatrzyma i odwróci bieg spraw, tak jak udało się to pokolenie temu, po zakończeniu pierwszej zimnej wojny. Wydatki wojskowe w latach 1990–1996 spadły o około pół biliona dolarów – z ponad półtora do nieco ponad bilion. Wtedy było to możliwe, bo byli tacy mężowie stanu, jak Michaił S. Gorbaczow i Helmut Kohl, działali politycy tej klasy, co George H.W. Bush i François Mitterrand, którzy w imię interesu publicznego, rozwoju i pokoju mieli odwagę przeciwstawić się lobby militarno-przemysłowemu w swoich krajach i na arenie międzynarodowej, blokując wyścig zbrojeń.
Wtedy było to możliwe, jest możliwe i teraz. Przede wszystkim teraz jest to konieczne. Nie ma innego sensownego sposobu sfinansowania gigantycznych wydatków na ochronę środowiska naturalnego i stabilizację klimatu, jak przesunięcie na te pożyteczne cele bilionów marnotrawionych na militaria. W pierwszej kolejności należy zamrozić nominalne wydatki wojskowe. Dwa biliony dolarów na te cele to aż nadto; wystarczy! Zachowując aktualny poziom nominalny, obciążenie podatników odczuwalnie spadnie zarówno realnie w związku z wysoką stopą inflacji, jak i względnie w stosunku do rosnącej wartości produkcji i zwiększających się dochodów. Gdy w ślad za rozumnymi działaniami poprawi się też klimat polityczny, można będzie, tak jak po przełomie politycznym lat 80. i 90., ciąć absolutne wydatki militarne, aby było z czego finansować to, co bez wątpienia poprawi klimat.
Nie da się ściąć wydatków wojskowych z roku na rok o cały 1 pkt proc., ale jest to wyobrażalne w ciągu jednego dziesięciolecia. Jeśli przyjąć, że realne tempo wzrostu światowej gospodarki w trzeciej dekadzie XXI wieku wyniesie skromne 2,5 proc. rocznie, to startując z poziomu PKB wynoszącego w 2020 roku około 85 bln dolarów (według rynkowych kursów walutowych), w 2030 roku wyniósłby on 109 bln dolarów (w cenach stałych z 2020 roku). Gdyby do tego czasu zredukować wydatki wojskowe o 1 pkt proc., zmniejszając je o jedną dziesiątą punktu rokrocznie z obecnych 2,35 do 1,35 proc. światowego produktu brutto, to za dziesięć lat z tego tylko tytułu można by wyzwolić ponad bilion dolarów rocznie. Innymi słowy, gdyby udział wydatków wojskowych w 2030 roku wyniósł 2,35 proc. wartości światowej produkcji, dałoby to 2,56 bln dolarów, natomiast w nakreślonym tu scenariuszu odwrócenia spirali zbrojeń, przy udziale wynoszącym tylko 1,35 proc. produktu brutto, jest to 1,46 bln.
W sumie scenariusz redukcji wydatków wojskowych wyzwoliłby w całej dekadzie lat 20. XXI wieku aż 5,54 bln dolarów. Inteligentne przesunięcie takiej masy pieniędzy na kontrolowanie zmian klimatycznych byłoby zbawienne. Wciąż nie jest na to za późno. Trzeba to głośno postulować, a nie tylko krytykować polityków, że nic nie robią. Opinia publiczna musi usłyszeć, że to co jest konieczne, jest zarazem możliwe, ale możliwe w ten konkretny sposób. Bez wskazania twardych źródeł finansowania batalii protesty motywowane autentyczną ekologiczną troską nabierają znamion populizmu.

Poprzedni

Fura, skóra i komóra

Następny

Zwycięstwo samo nie przyjdzie