16 listopada 2024
trybunna-logo

Izba rządzi, Izba radzi…

PiS-owska władza konstruuje instrument finansowy i administracyjny, który ma podzielić Polaków – co władza lubi robić – i zapewnić jej bardzo znaczący wpływ na środowiska artystyczne. Dotychczas władza realizuje raczej zasadę: „Niech sczezną artyści”.
W resorcie kultury powstał projekt ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego. Został on skierowany do konsultacji międzyresortowych i publicznych. Deklarowanym przez rząd celem tej ustawy ma być poprawa sytuacji bytowej artystów w Polsce poprzez ułatwienie im korzystania z ubezpieczenia społecznego i zdrowotnego. To jakoby jest powrót do pomysłu nad którym rząd PiS miał ponoć pracować już ponad rok temu (wygląda na to, że pracował w wielkiej tajemnicy, bo wtedy jakoś nikt o tym nie słyszał).
W rzeczywistości jednak, obecny ministerialny projekt ustawy stanowi próbę „przykrycia” przez rząd – a może raczej przechwycenia – podobnej inicjatywy, którą rzeczywiście zaprezentowali posłowie Platformy Obywatelskiej pod koniec listopada 2020 r. Wkrótce bowiem po przedstawieniu tego projektu przez posłów PO, minister kultury i wicepremier Piotr Gliński ogłosił (na początku grudnia 2020 r.), że praktycznie taki sam projekt jest już gotowy w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego, ba, był w zasadzie gotowy już w 2019 r., a co więcej, został nawet skonsultowany ze środowiskiem twórców i za chwilę trafi do wykazu prac rządu. Trafi tam jeszcze w grudniu 2020 r. – zapewnił wówczas Piotr Gliński. Opozycyjna Koalicja Obywatelska po raz kolejny się więc wygłupiła – mówił wicepremier Gliński w tymże grudniu.
Ciekawe dlaczego rząd PiS postanowił umieścić projekt ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego w wykazie swych prac dopiero po tym, jak Platforma Obywatelska przedstawiła własny projekt?. Przecież rząd, jak zapewniał wicepremier Piotr Gliński, przygotował go już dużo wcześniej. Na to pytanie nie było jednak odpowiedzi, a w rzeczywistości, projekt ustawy dopiero pod koniec kwietnia bieżącego roku znalazł się w wykazie prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów. Natomiast jeszcze później, bo teraz w maju został przedstawiony przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego (projekt ustawy ma datę 3.05.2021). Przypomnijmy, wicepremier Gliński zapewniał, że projekt trafi do wykazu prac rządu w grudniu 2020 r.
Również dopiero teraz ministerstwo kultury ogłosiło, że kieruje projekt do konsultacji, które, jak także oświadczył w grudniu wicepremier Piotr Gliński, zostały już ponoć przeprowadzone. No cóż, konsultacji nigdy dosyć, zwłaszcza w wykonaniu tak koncyliacyjnej i szanującej wszelkie odmienne opinie PiS-owskiej władzy… Ciekawe, w jakim stopniu PiS-owski projekt ustawy jest kopią projektu przedstawionego w listopadzie 2020 r. przez posłów PO?.
Przyjęcie PiS-owskiego projektu ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego będzie wymagać wprowadzenia nowego podatku od sprzętu elektronicznego (komputerów, tabletów, telefonów, „inteligentnych” telewizorów i innych urządzeń elektronicznych umożliwiających korzystanie z dorobku artystów) oraz od takich nośników jak płyty czy pendrajwy z utworami. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego stwierdziło bowiem, że koszty rozwiązań projektowanych w ustawie o uprawnieniach artysty zawodowego zostaną sfinansowane z wpływów z opłaty reprograficznej i opłaty od nośników.
Zdaniem resortu kultury, opłata reprograficzna to będzie tzw. „rekompensata na rzecz uczciwej kultury” uiszczana przez producentów i importerów sprzętu elektronicznego. Producenci i importerzy zechcą oczywiście odbić sobie koszty tej rekompensaty na konsumentach, podnosząc im ceny. Droższe ceny sprzętu i nośników elektronicznych zmniejszą popyt, więc w rezultacie zwiększy się wykluczenie cyfrowe Polaków i pogorszy ich dostęp do dóbr kultury. Mimo to jednak Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, zaklinając rzeczywistość oświadcza: „Koszty projektowanych rozwiązań nie obciążą podatnika”. Obciążą, obciążą – i to nie tylko finansowo, lecz i kulturowo…
Zgodnie z projektem ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego, każdej osobie profesjonalnie wykonującej działalność artystyczną, która potwierdzi, że ma udokumentowany dorobek artystyczny lub jest absolwentem studiów drugiego stopnia uczelni artystycznej, przysługiwać będą uprawnienia wynikające z ubezpieczenia społecznego (emerytura) oraz zdrowotnego (bezpłatne leczenie).
Artyści będą mogli potwierdzić te uprawnienia wskazując dorobek artystyczny, który poświadczą wybrane przez nich reprezentatywne stowarzyszenia artystyczne lub związki twórcze. Natomiast rozpoczynający dopiero karierę absolwenci uczelni artystycznych przez pięć lat od ich ukończenia będą mogli, zamiast dorobku, przedłożyć dyplom ukończenia uczelni.
Instytucją zarządzającą wszystkimi formalnościami będzie Polska Izba Artystów. Zgodnie z ustawą, Polska Izba Artystów to urząd państwowy, nadzorowany przez rząd w osobie Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. 14 z 21 członków Rady Izby będzie reprezentantami organizacji artystycznych – ale tylko tych, które rząd uzna za „reprezentatywne”. Pozostałych członków powołają rząd i Zakład Ubezpieczeń Społecznych. Minister będzie mógł jednak rozwiązać całą 21-osobową Radę Izby. Cała Rada Izby będzie też zobowiązana do wykonywania zaleceń wydanych w ramach nadzoru ministerialnego.
Polska Izba Artystów stanie się organem o wielkich uprawnieniach wobec artystów. Ma się zajmować sprawami związanymi z potwierdzaniem uprawnień artysty zawodowego, będzie decydować o wydaniu im karty artysty zawodowego i o dopłatach do składek na ubezpieczenia społeczne oraz zdrowotne twórców. Parafrazując, bardzo udany utwór artystyczny jakim była „Seksmisja”, można by więc zawołać: Izba broni, Izba radzi, Izba nigdy was nie zdradzi (o ile będziecie grzeczni).
Również wspomniane w projekcie ustawy „reprezentatywne” stowarzyszenia artystyczne lub związki twórcze zyskają niezwykle ważne kompetencje władcze wobec artystów. Szefowie tych stowarzyszeń będą przecież decydować o weryfikacji dorobku artystycznego każdego artysty i od ich opinii zależeć będzie, co zostanie uznane za ów dorobek, dający prawo do ubezpieczeń społecznych i zdrowotnych, a co nie. Oczywiście nie trzeba dodawać, że szczególną pozycję w tym dorobku będą mieć dzieła o wymowie patriotycznej, pokazujące bezprzykładne bohaterstwo żołnierzy wyklętych oraz obalenie komuny przez Jarosława Kaczyńskiego.
Tak więc poprawi się sytuacja życiowa artystów, zwłaszcza tych bardziej dyspozycyjnych i mniej znanych (o ile dożyją do emerytury, co nie jest pewne, gdyż pod panowaniem PiS wyraźnie skraca się czas życia Polaków) – ale staną się oni znacznie bardziej uzależnieni od władzy niż dotychczas. W rzeczywistości, jest to powrót do rozwiązań obowiązujących w PRL-owskiej Polsce, tak chętnie stosowanych przez „antykomunistyczną” (tylko w teorii) ekipę PiS-owską.
Rząd, chcąc uniknąć zarzutów o powielanie rozwiązań z czasów „komuny” oświadcza dziś, że potwierdzenie uprawnień nie będzie jednak obowiązkowe. Nie będzie też warunkiem uprawiania zawodowej działalności artystycznej. Jednak takie warunki faktycznie nie były obowiązkowe także i w czasach PRL-owskich. Natomiast PiS, do czego dziś przyznaje się niechętnie, już w 2019 r. rozważało wprowadzenie państwowych licencji dla artystów.
Kompozytor Jerzy Kornowicz twierdzi: „Nie chodzi nam o żadne przywileje, tylko o sprawiedliwość społeczną. Dzięki pracy twórców sprzedaje się więcej urządzeń elektronicznych, które pozwalają na darmowy dostęp do dóbr kultury. Zarabiają na tym producenci i dystrybutorzy sprzętu. Rzecz w tym, żeby artyści mieli szansę na uczciwą rekompensatę za swoją pracę, która generuje zysk dla innych sektorów. Po latach zastoju Polska ma szansę na nadgonienie cywilizacyjnych zaległości. Na razie, systemowo rzecz biorąc, wciąż jesteśmy krajem, w którym nowoczesnym nośnikiem jest kaseta video”.
W rzeczywistości, wbrew słowom pana kompozytora Jerzego Kornowicza, w Polsce raczej trudno gdziekolwiek odtworzyć kasetę wideo, nie mówiąc o tym, że nikt nie uważa tego nośnika za nowoczesny. Nie zmienia to jednak faktu, że około 60 proc. twórców w naszym kraju znajduje się w trudnym położeniu, zwłaszcza w czasie pandemii. Zarobki tych 60 proc. również w normalnych czasach sytuowały się poniżej średniej krajowej, a część środowiska zarabia nawet poniżej płacy minimalnej.
Ponadto większość, bo 54 proc. artystów pracuje na umowach o dzieło, zaś około 30 proc. w ogóle bez żadnej umowy. Wszyscy oni muszą samodzielnie opłacać składki na ubezpieczenia emerytalne i zdrowotne. Jedynie ok. 15 proc. twórców ma umowę o pracę na czas nieokreślony. Jak widać, Prawo i Sprawiedliwość, rządząc od ponad pięciu lat, z powodzeniem realizuje hasło: „Niech szczezną artyści”.
Pisarz Zygmunt Miłoszewski powiedział: „Popieram ustawę, choć sam na niej raczej nie skorzystam. To nie jest też ustawa dla Krystyny Jandy czy Zbigniewa Hołdysa. Wielu artystów żyje bez ubezpieczenia społecznego i zdrowotnego. Ustawa daje szansę to zmienić. Daje artystom szansę na emeryturę. Dlatego mamy tu do czynienia z bezprecedensową solidarnością środowiska, lewicy i prawicy, nestorów i młodych wilków”.
Natomiast reżyserka i scenarzystka Joanna Kos-Krauze dodała: „Napisy końcowe w filmie to jeden wielki wyrzut sumienia, który powinni mieć wszyscy dotychczasowi ministrowie kultury. To tysiące ludzi – twórców – których często nie stać na ubezpieczenie społeczne i zdrowotne. Solidarność środowiska jest wynikiem naszej desperacji, bo dość mamy sytuacji, w których organizuje się zrzutkę na szpital czy pogrzeb wybitnego artysty. Opłacani przez biznes lobbyści tworzą kłamliwą narrację o podatku na pałace. Pałace budujemy sprzedawcom smartphonów, którzy bogacą się dzięki pracy artystów. Musimy być tego świadomi i działać solidarnie”.
Rzecz jednak w tym, że ta ustawa niestety nie sprzyja solidarności. Może ona sprawić, że Polacy staną się podzieleni i zantagonizowani jeszcze bardziej niż dziś. Dzielić – to zresztą jedna z zasad, jakimi w praktyce kierują się prominenci Prawa i Sprawiedliwości w trakcie swojego panowania. W Polsce setki tysięcy obywateli pracują bez etatów, ubezpieczeń oraz szans na emeryturę. Ponieważ jednak nie są oni artystami i ich głos jest znacznie mniej donośny, władza nie zamierza kupować ich poparcia poprzez objęcie ich ubezpieczeniem społecznym i zdrowotnym. Oni nadal pozostaną na marginesie.
Ustawa o uprawnieniach artysty zawodowego da też asumpt do wyszydzania niepokornych artystów przez PiS-owską telewizyjną machinę propagandową. Większość twórców, tak jak i całego społeczeństwa (poparcie dla PiS oscyluje w granicach 30 – 35 proc.), jest przeciwna panowaniu PiS. Gdy więc artyści, krytyczni wobec PiS, zechcą skorzystać z rozwiązań zapisanych w ustawie, to partyjna telewizja „publiczna” zacznie ich atakować na zasadzie: krytykują władzę, ale pieniądze od tej władzy wezmą chętnie.
Tak jakby PiS-owska władza kiedykolwiek komukolwiek „dawała” coś swojego.

Poprzedni

Nielegalne działania przedwyborcze

Następny

Bonapartyzm jako refren historii

Zostaw komentarz