Jeśli władze Wielkiej Brytanii rzeczywiście postanowią wyprowadzić ten kraj z Unii Europejskiej, skutki dla Polski mogą być bolesne i długotrwałe.
W dniu, gdy poznaliśmy wyniki brytyjskiego referendum funt stracił do dolara ponad 10 proc. i spadł do 30-letnich minimów. Za franka musieliśmy płacić prawie 4.25 zł, a za euro 4.50 zł.
Jeszcze 9 czerwca, gdy prawdopodobieństwo Brexitu wynosiło ok. 25 proc., frank kosztował 3.95 zł. Natomiast w czwartek 16 czerwca, gdy ryzyko opuszczenia UE przez Zjednoczone Królestwo przekroczyło 44 proc., za szwajcarską walutę trzeba było zapłacić ok. 4.13 zł. Z kolei kursy euro i dolara wzrosły odpowiednio o 14 gr i 21 gr.
W tym okresie złoty był także najsłabszy wśród 31 walut krajów rozwijających się oraz rozwiniętych, tracąc do dolara około 5 proc. W tym rankingu wyprzedził on meksykańskie peso, południowoafrykańskiego randa oraz rosyjskiego rubla.
Jak zawsze nikt nie przewidział
Piątek, 24 czerwca 2016 r., najprawdopodobniej będzie dniem, który zostanie zapamiętany na długo. Wielka Brytania zdecydowała o opuszczeniu Unii Europejskiej. Pierwsza reakcja rynku walut, akcji, obligacji czy surowców była paniczna. Funt stracił do dolara ponad 10 proc., spadając do najniższych poziomów od ponad 30 lat. Frank był wyceniany powyżej granicy 4.20 zł. Z drugiej strony, nastąpił 5 proc. wzrost cen złota.
Sytuacja nie wygląda lepiej na rynku akcji. Kontrakt terminowy na amerykańskim indeksie 500 największych firm stracił 5 proc. wartości. Bank Morgan Stanley uważa, że europejskie akcje mogą spaść o 15-20 proc., a relacja funta do amerykańskiego dolara obniży się do przedziału 1.25-1.30, czyli o kolejne klika procent.
Wydaje się jednak, że to nie paniczna reakcja na rynku jest największym zaskoczeniem, ale fakt, że inwestorzy i bukmacherzy tak znacznie niedoszacowali ryzyko Brexitu, mimo że sondaże od wielu dni pokazywały wynik bliski remisowego?
Sondaże przez długi czas pokazywały zwycięstwo zwolenników pozostania w Unii Europejskiej. Później, w okolicach połowy czerwca, mieliśmy zwrot w kierunku Brexitu, aż wreszcie tuż przez wyborami badania opinii publicznej lekko skręciły w stronę „pozostania”.
Wszyscy byli zaskoczeni
Na podstawie szkockiego referendum niepodległościowego oczekiwano, że obywatele Wielkiej Brytanii wybiorą raczej bezpieczne rozwiązanie. Dwa lata temu przewaga zwolenników pozostania w strukturach Wielkiej Brytanii wynosiła 3-5 pkt proc. w sondażach. Finalnie jednak, wyniosła ponad 10 proc.
W zakładach oferowano coraz mniejszą wypłatę za zwycięstwo zwolenników UE, akcje na giełdach rosły, funt się wzmacniał, a złoty zyskiwał na wartości. W końcowej części kampanii już nikt praktycznie nie zwracał uwagi na badania opinii publicznej, a jedynie na notowania u bukmacherów. A te zdecydowanie faworyzowały opcję pozostania w Unii.
Jeszcze 23 czerwca za postawienie 100 funtów na Brexit mogliśmy dostać 600-800 funtów, co oznaczało, że prawdopodobieństwo Brexitu szacowane było na nieco ponad 10 proc. Zagranie na „pozostanie” dawało nam tylko 8-10 funtów na każde 100 funtów. Te kursy nie wynikały jednak z pewności bukmacherów, że Wielka Brytania pozostanie w UE, ale właśnie z… napływających do nich zakładów, które zdecydowanie faworyzowały opcję pozostania.
Do tego w internecie krążyły plotki, że wiodące fundusze inwestycyjne mają swoje badania, które pokazują znaczną przewagę zwolenników pozostania w UE. To oczywiście również napędzało napływ pieniędzy do bukmacherów.
Mieliśmy więc samonakręcający się scenariusz na podstawie plotki, że największe fundusze pewnie znowu wiedzą więcej niż zwykli obywatele i ponownie na tym zarobią.
Reszta uczestników rynku i obstawiających zakłady chciała z tej „wiedzy dla wybranych” skorzystać. Stąd tak znaczne zaskoczenie wynikiem głosowania i tak wyraźne niedoszacowanie ryzyka, które przecież było widoczne w sondażach.
Ważny partner dla Polski
Ostatnie tygodnie pokazały, że złoty był wrażliwy na ryzyko Brexitu. Możemy więc mieć do czynienia z wielomiesięcznym spadkiem kursu złotego i gwałtownymi jego zmianami.
Nie tylko dlatego wśród krajów UE to Polska może najbardziej ucierpieć na opuszczeniu Wspólnoty.
Nasz kraj jest dużym beneficjentem unijnego budżetu. Według danych Komisji Europejskiej Polska tylko w 2014 r. otrzymała netto 13.7 mld euro. To ok. 1/3 kwoty, która popłynęła do wszystkich odbiorców we Wspólnocie. Wielka Brytania jest zaś trzecim największym płatnikiem netto do unijnej kasy.
Gdy Brytyjczycy opuszczą Unię, Polska prawdopodobnie straci około 2 mld euro roczne. Budżet unijny po 2020 r. może być znacznie mniej hojny dla biedniejszych krajów UE, a negatywny stosunek do odbiorców wspólnotowej pomocy pojawiający się w kampanii zwolenników Brexitu może zostać szybko skopiowany przez rosnące w siłę ruchy eurosceptyczne w wiodących państwach UE.
Wystąpienie Zjednoczonego Królestwa z UE może również rodzić poważne skutki dla polskiej wymiany handlowej. Według danych GUS za 2015 r., Wielka Brytania jest drugim największym rynkiem eksportowym dla Polski. Wysłaliśmy tam towary o wartości przekraczającej 50 mld zł.
Jednak nie sama wartość eksportu jest najważniejsza. W wymianie towarowej z Brytyjczykami uzyskujemy nadwyżkę na poziomie 30 mld zł. To więcej niż całość naszego dodatniego salda obrotów handlowych z pozostałymi krajami i ponad 1.5 proc. naszego produktu krajowego brutto.
Gdyby okazało się, że po opuszczeniu UE Wielka Brytania zdecyduje się na większą ochronę własnego rynku, nasi przedsiębiorcy będą musieli szukać innych krajów zbytu. A to oznacza dodatkowe koszty, mniejsze przychody oraz gorsze perspektywy rozwoju.
Co zrobią firmy zagraniczne?
Brexit może mieć również negatywny wpływ na przyciąganie bezpośrednich inwestycji zagranicznych do Polski.
Według danych Ministerstwa Rozwoju, firmy z Wielkiej Brytanii zajmują dopiero 10 miejsce na liście największych inwestorów w Polsce, jednak część z tych inwestycji płynie między innymi do sektora farmaceutycznego, przemysłu perspektywicznego i generującego wysoką wartość dodaną.
Inwestorzy z innych części świata mogą bardziej sceptycznie patrzeć na kraje unijne, których sytuacja może się wyraźnie pogorszyć, gdyby doszło do kwestionowania istnienia całej Wspólnoty.
Dość trudne może być oszacowanie polskich strat dla tempa wzrostu PKB. Według niemieckiego instytutu DIW, Brexit zmniejszyłby PKB naszego zachodniego sąsiada w 2017 r. o 0.5 punktu procentowego oraz ograniczyłby eksport o 15 mld euro. Z kolei według obliczeń Ministerstwa Gospodarki Węgier, wyjście Wielkiej Brytanii z UE zredukowałby wzrost gospodarczy o 0.3-0.4 punktu procentowego.
Biorąc pod uwagę powyższe szacunki dla tych dwóch państw regionu, można przyjąć że Brexit zmniejszy polskie PKB o 0.5 punktu procentowego.
Nagły atak spekulantów
Inwestorzy są świadomi problemów polskiej gospodarki, które mogą pojawić się gdy dojdzie do Breixtu. Rynek wycenia to między innymi poprzez wyższą cenę polskiego długu. Różnica pomiędzy oprocentowaniem dziesięcioletnich obligacji skarbowych Polski oraz Niemiec wzrosła do najwyższego poziomu od września 2012 r., czyli od okresu kiedy zagrożone było istnienie strefy euro.
Niski kurs złotego może się utrzymywać miesiącami. Warto jednak zauważyć, że zmiany kursów walut o skali kilkunastu procent w ciągu pół roku wcale nie są niczym nadzwyczajnym w ostatnich latach.
Można założyć, że obecnie sytuację zaburzają działania czysto spekulacyjne. Jednak ich pojawienie się często jest związane z ryzykami obecnymi w danym kraju.
Obniżenie ratingu czy perspektywy polskiego długu, nieuregulowana kwestia kredytów frankowych czy grożący przekroczeniem 3 proc. PKB deficyt sektora finansów publicznych w 2017 r. sprawiają, że działania spekulacyjne są łatwiejsze do przeprowadzenia.
Dużo będzie zależało od tego, jak do rynkowej nerwowości odniesie się realna gospodarka w kraju oraz za granicą.
Niewykluczone, że przedsiębiorcy w związku z niepewnością o dalsze losy Unii Europejskiej będą wstrzymywać się z inwestycjami, a konsumenci w strachu przed kryzysem znacznie ograniczą konsumpcję.