22 listopada 2024
trybunna-logo

Gospodarka 48 godzin

Instytucjonalna grabież

Rząd PiS nie zrezygnuje z przymusowego ściągnięcia 15 proc. od środków zgromadzonych w OFE, które będą przenoszone na indywidualne konta emerytalne lub na ZUS. Opcją domyślną będą właśnie IKE. Uczestnik otwartych funduszy emerytalnych będzie mógł złożyć deklarację o przeniesieniu środków do ZUS. Niezłożenie deklaracji oznacza wybór opcji domyślnej z IKE.
Tę instytucjonalną grabież środków przyszłych emerytów rząd PiS tłumaczy tym, iż tzw. opłata przekształceniowa jest „elementem sprawiedliwości”, bo emerytury wypłacane przez ZUS są opodatkowane, a pieniądze wypłacane z IKE po osiągnięciu wieku emerytalnego – nie. Bez opłaty przekształceniowej środki z IKE byłyby więc uprzywilejowane. Oczywiście uczciwy rząd zamiast mydlić ludziom oczy, wprowadziłby po prostu opodatkowanie pieniędzy wypłacanych z IKE. PiS jednak jak najszybciej chce położyć rękę na pieniądzach emerytów. Oczywiście, zamiast do IKE można zdecydować się na będzie przekazanie środków do ZUS, wtedy nie zostanie od nich pobrana opłata przekształceniowa – ale za to pieniądze nie będą dziedziczone, więc też rząd je może zabrać. Oszczędności w Otwartych Funduszach Emerytalnych ma ok. 15,8 mln Polaków, którzy odłożyli na nich ok. 162 mld zł. Rządowi bardzo więc zależy, by ściagnąć swoje 15 proc. z tej ogromnej kwoty.

Boją się podatku

Rząd PiS ustąpił przed naciskiem wielkich sieci hipermarketów – i postanowił, że podatek od sprzedaży detalicznej (tzw. podatek od sklepów wielkopowierzchniowych) zostanie zawieszony do 1 lipca 2020 r. Podatek ten, obciążający branżę handlową PiS wprowadził w 2016 r. – nie był on jednak pobierany w związku z nakazem wydanym przez Komisję Europejską. Teoretycznie podatek od sprzedaży detalicznej mieli płacić sprzedawcy, którzy osiągnęli w danym miesiącu przychód ze sprzedaży detalicznej ponad 17 mln zł. Przewidziano dwie stawki: 0,8 proc. od nadwyżki przychodu powyżej 17 mln zł do 170 mln zł miesięcznie, oraz 1,4 proc. od nadwyżki przychodu ponad 170 mln zł. Podatek nie objąłby takich towarów jak refundowane leki, gaz w butlach oraz paliwa stałe (węgiel, koks). Sprzedaż przez internet miałaby nie być opodatkowana.
Teoretycznie, PiS mógł zmienić treść przepisu o tym podatku w taki sposób, aby był on strawny dla władz unijnych, ale mimo kłopotów z trzeszczącym budżetem, nie zrobił tego, by nie narażać się zagranicznym sieciom hipermarketów. W maju 2019 r. sąd Unii Europejskiej w zasadzie przyznał Polsce rację i orzekł, że podatek od sprzedaży detalicznej nie stanowi pomocy państwa. Sąd stwierdził nieważność decyzji KE i obciążył ją kosztami poniesionymi przez nasz kraj w związku z postępowaniem. Wyrok jest jednak nieprawomocny, bo Komisja Europejska odwołała się od niego do Trybunału Sprawiedliwości UE. TSUE jeszcze się nie wypowiedział, ale jest to pretekst dla rządu by nadal nie wprowadzać opłaty od wielkich sklepów. Rada Ministrów oświadczyła więc: „Biorąc pod uwagę toczące się postępowanie w TSUE, konieczne jest zawieszenie podatku do 1 lipca 2020 r.”.

Poprzedni

Wyklęty lud znowu przegrał

Następny

Grał Łomnicki, my tylko występujemy

Zostaw komentarz