16 listopada 2024
trybunna-logo

Energetyka daleka od nowoczesności

Rząd PiS systematycznie zmniejsza wydobycie węgla kamiennego w Polsce. To słuszna polityka – ale szkoda, że zamiast stopniowego odchodzenia od tego surowca, polski węgiel jest zastępowany węglem importowanym z Rosji. W ten sposób rząd pogłębia nasze uzależnienie energetyczne.

 

Jednym z pomysłów na zmianę kierunku polskiej polityki energetycznej jest energetyka obywatelska. W Katowicach podczas szczytu klimatycznego zebrała się grupa samorządowców stawiająca na jej rozwój. Swoje działania na rzecz energetyki obywatelskiej zaczęli oczywiście od wezwania państwa do zwiększenia nakładów na ten cel.
Do samorządowców przyłaczył się Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar – choć wybór strategii energetycznych dość luźno wiąże się z zakresem działań RPO. Rzecznik uznał jednak, że w ramach chronienia praw obywatelskich, powinien on wspierać oddolne ruchy społeczne, takie jak właśnie ruch na rzecz upowszechniania energetyki obywatelskiej.
Rzecznik wskazał też na bliskie nam Węgry, gdzie utworzono stanowisko rzecznika do spraw przyszłych pokoleń, który ma być odpowiedzialny za przestrzeganie i rozwój zasady solidaryzmu społecznego (czyli naturalnej wspólnoty interesów różnych grup i warstw społecznych w państwie) – która to zasada powinna, zdaniem rzecznika, wyrażać się m.in. właśnie w rozwijaniu energetyki obywatelskiej.

 

Niech państwo da

Jak mówi ideologiczna i w związku z tym niejasna, definicja, energetyka obywatelska w odróżnieniu od dominującej na razie w Polsce energetyki oligarchicznej i scentralizowanej, opartej na systemie kilkunastu wielkich elektrowni, zakłada rozwój energetyki rozproszonej, efektywnej, opartej w coraz większym stopniu o odnawialne źródła ciepła i elektryczności, do których dostęp ułatwia się wszystkim obywatelom.
Definicja nie wyjaśnia oczywiście niczego, co jest najważniejsze: na czym ma polegać rozproszenie energetyki? co to znaczy, że będzie ona efektywna (w domyśle – w odróżnieniu od zapewne nieefektywnej energetyki oligarchicznej)? jak dostęp do niej ułatwi się wszystkim obywatelom?
Można wiec się tylko domyślać, że chodzi o wytwarzanie ciepła i prądu przez małe elektrociepłownie obejmujące niewielką liczbę odbiorców. To poniekąd powrót do koncepcji sprzed stu lat, polegającej na budowie osiedlowych kotłowni opalanych węglem – z której zrezygnowano bo te lokalne kotłownie za bardzo zatruwały powietrze a ich funkcjonowanie było w sumie droższe od systemu scentralizowanej energetyki dostarczającej prąd i ciepło. Dzisiejsze małe elektrociepłownie miałyby być opalane biogazem, który oczywiście też zatruwa powietrze. Możliwe też że składałyby się one z ogniw fotowoltaicznych – co z kolei jest drogie i wymaga dotacji dla użytkowników, zaś w pochmurne dni, zwłaszcza jesienią i zimą, ogniwa te nie zapewniają odpowiedniej temperatury ogrzewania.
Najważniejszym elementem umożliwiającym rozwój energetyki obywateslkiej jest oczywiście wsparcie finansowe państwa. Dlatego też nowo wybrani samorządowcy, którzy w ostatnich wyborach zapowiedzieli, że postawią na rozwój energetyki obywatelskiej, chcąc dotrzymać swych obietnic, spotkali się w Katowicach – i wspólnie przygotowali apel do rządu i Komisji Europejskiej o zwiększenie nakładów na rozwój energetyki obywatelskiej. Apel oczywiście nie będzie mieć żadnego znaczenia, ale samorządowcy, którzy przed wyborami samorządowymi podpisali deklarację „Popieram energetykę obywatelską” chcą sprawić wrażenie, że coś się jednak robi.

 

Polski zastępujemy rosyjskim

Polska, jak i wszystkie pozostałe kraje UE, jest zobowiązana przedstawić tzw. NECP – Krajowy Plan dla Energii i Klimatu, mający wytyczyć cele i zapewnić zgodność polityki krajowej z celami energetycznymi wspólnoty europejskiej. Samorządowcy twierdzą nawet, że Polska musi przedstawić ów plan jeszcze przed końcem tego roku, co jednak nie jest prawdą.
Jaki ten plan będzie, jeszcze dokładnie nie wiadomo, bo wciąż trwają konsultacje „Polityki Energetycznej Państwa do roku 2040”. Trudno jednak, by NECP znacząco różnił się od tej „Polityki…”, która przewiduje, że węgiel będzie odpowiadał za wytwarzanie większości energii w Polsce (tradycyjnie mówi się też o budowie elektrowni atomowej, która oczywiście nie powstanie). Potrwa to najprawdopodobniej do czasu wyczerpania jego zapasów w naszym kraju, a nawet dłużej, bo Polska importuje coraz wiecej węgla – w ubiegłym roku sprowadzono do nas 13,5 mln ton, zaś w tym roku kupimy go dużo więcej, prawdopodobnie ok. 18 mln ton, głównie z Rosji.
Obecni szefowie resortu opowiadają głupstwa, że import węgla do Polski jest „czymś naturalnym”, zaś z drugiej strony prezydent Andrzej Duda snuje bajki o obronie polskiego sektora węglowego.
Import węgla do Polski jest oczywiście czymś kompletnie nienaturalnym. Skoro chcemy spalać węgiel krajowy, którego ponoć mamy dużo, to sięgajmy po rodzime zasoby. Jesli zaś własnego węgla jest jednak za mało to wykorzystajmy tę sytuację do rozwoju energetyki odnawialnej – a nie do zwiększania importu węgla, co tylko utrwala szkodliwą strukturę naszej energetyki.
Owszem, skoro mamy węgiel, głupotą jest z niego rezygnować – ale jeszcze większą głupotą jest spalanie węgla z importu. Jeśli importowanie węgla jest bardziej opłacalne od wydobycia własnego, to znaczy, że planowanie rozwoju polskiej energetyki w oparciu o węgiel (jak zakłada „Polityka Energetyczna Państwa do roku 2040”) jest kompletnie bez sensu. W takiej sytuacji należałoby albo obniżyć koszt wydobycia węgla w Polsce, by jego import stał się nieopłacalny – albo rozwinąć mniej trującą produkcję energii ze źródeł odnawialnych.
Obie te możliwości są jednak niewykonalne dla obecnej ekipy, która nie jest w stanie zwiększyć innowacyjności polskiej gospodarki. Resort gospodarki mówi, że wybiera trzecią drogę – i chce rozwijać potencjał wydobywczy krajowych kopalni węgla.
Będzie to kosztować miliardy, bo nakłady na ten cel muszą być ogromne i spowoduje, ze Polska stanie się unijnym pariasem energetycznym, który buduje najbardziej szkodliwy i przestarzały model wytwarzania energii. Rozwój takiego tradycyjnego modelu nie wymaga za to pomyślunku i innowacyjności, czyli tego, czego szczególnie brakuje w polskiej gospodarce.

 

Rządowe bajania

Pamiętajmy jednak, że są tylko rządowe zapowiedzi, które miewają niewiele wspólnego z rzeczywistością. Faktycznie, żadne rozwijanie potencjału wydobywczego sektora węglowego nie następuje, bo obecna ekipa i tego nie jest w stanie zrobić. Pod rządami PiS wydobycie węgla kamiennego systematycznie spada. W 2015, ostatnim roku rządów Platformy Obywatelskiej, polskie kopalnie wydobyły 72,7 mln ton. Rok póżniej – tylko 70,7 mln ton, zaś w ubiegłym wydobycie spadło do 65,8 mln ton. I oczywiście spada nadal: w pierwszym półroczu 2018 r wydobycie było o milion ton mniejsze niż w pierwszym półroczu ubiegłego. „Rozwijanie naszego sektora węglowego” polega zaś w rzeczywistości na jego likwidowaniu – w tym roku zamykana jest kopalnia Wieczorek, w której za czasów rządów PO rozpoczęto eksperymentalną, innowacyjną produkcję metanu metodą podziemnego zgazowania węgla.
Akurat za ograniczanie wydobycia węgla (choć prowadzone w mało sensowny sposób) trudno mieć pretensje do rządzących z PiS, bo to jest generalnie polityka słuszna – choć może szkoda, że ich czyny są tak dalece sprzeczne z ich obietnicami. Trzeba jednak mieć do nich pretensję o indolencję, marazm, brak inicjatywy i innowacyjności. Te cechy ekipy rządzącej polską gospodarka sprawiają, że w rzeczywistości nie może zostać wybrana żadna z przedstawionych tu trzech dróg. Nie ma więc ani obniżenia kosztu wydobycia polskiego węgla, ani rozwoju energetyki odnawialnej, ani wzrostu potencjału wydobywczego naszych kopalni. Polska energetyka podąża czwartą drogą, nabardziej szkodliwą i najmniej innowacyjną – po prostu zwiększa import węgla kamiennego, głównie z Rosji. To bardzo ciekawy sposób budowania naszej „niezależności energetycznej” przez PiS.
W pierwszej połowie roku 2019, jeszcze przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, w Brukseli mogą zapaść ustalenia co do ewentualnego podwyższenia tzw. celu klimatycznego (udziału wydatków na ochronę klimatu w budżecie unijnym) z 25 na 40 proc., oraz stworzenia mechanizmu wykluczającego unijne finansowanie inwestycji działających na szkodę klimatu.
Grupka samorządowców, która pojawiła się na szczycie klimatycznym w Katowicach, uznała że należy zwiększać nakłady na czystą, bezemisyjną energetykę (choć oczywiście nie ma w pełni nieszkodliwej energetyki). Ich zdaniem powinny być też traktowane priorytetowo takie projekty, jak spółdzielnie energetyczne i rozwój odnawialnych źródeł energii – bo dla uniknięcia nadciągającej jakoby katastrofy klimatycznej, pilnie potrzebujemy budowy niskoemisyjnej gospodarki. Polska powinna zaś w nowym rozdaniu środków unijnych postawić zwłaszcza na inwestycje w efektywność energetyczną.
Niedawno minister przedsiębiorczości i technologii Jadwigi Emilewicz publicznie zapowiedziała bardziej zdecydowane wspieranie rozwoju energetyki obywatelskiej, co jej zdaniem ma stanowić remedium na rosnące ceny prądu. Te obietnice mają jednak tyle samo wspólnego z rzeczywistością, co zapowiadane przez rząd rozwijanie potencjału naszego sektora węglowego.

Poprzedni

Dobrze gospodaruj zdrowiem

Następny

Akt V – spokojniejszy

Zostaw komentarz