16 listopada 2024
trybunna-logo

Dobre słowo zamiast pieniędzy

Brakuje środków na wsparcie proeksportowej działalności przedsiębiorstw z Polski Wschodniej, a mimo to pozostały niewykorzystane nadwyżki. Ciekawe, co rząd PiS zrobi z tymi pieniędzmi?

Pod koniec maja zakończyło się przyjmowanie wniosków o dofinansowanie przedsiębiorstw działających we wschodnich regionach naszego kraju. Dofinansowanie to odbywa się w ramach unijnego Programu Operacyjnego Polska Wschodnia i ma pomagać w zmniejszaniu różnic rozwojowych między Polską Zachodnią i Wschodnią, nasilających się pod rządami Prawa i Sprawiedliwości.
Tak więc, Program Operacyjny Polska Wschodnia to przede wszystkim inwestycja w firmy, które tego wsparcia potrzebują najbardziej. Region Polski Wschodniej jest wciąż nisko uprzemysłowiony w porównaniu do zachodniej części kraju. Dlatego też dofinansowanie rozwoju eksportu dla wielu firm stanowi szansę na zwiększenie sprzedaży oraz poszerzenie działalności o nowe rynki zbytu.
Dokładniej nazywając, chodzi tu o dofinansowanie z POPW 1 pkt. 2: „Internacjonalizacja Małych i Średnich Przedsiębiorstw z budżetu unijnego 2014-2020”.
Tytuł ten zawiera jak widać słowo „internacjonalizacja” mogące kojarzyć się z „internacjonalizmem”, istotnym, acz wyłącznie teoretycznym, elementem doktryny komunistycznej. W przypadku internacjonalizacji, mówiąc po ludzku, chodzi jednak o umiędzynarodowienie działalności przedsiębiorstw, w tym przypadku z Polski Wschodniej, czyli po prostu o udzielenie wsparcia w celu zwiększenia ich eksportu. Polscy biurokraci z jakiegoś powodu wolą wszakże używać żargonu: „internacjonalizacja MŚP”.
Podstawowym warunkiem starania się o dofinansowanie z programu POPW jest status producenta z sektora mikro, małych lub średnich przedsiębiorstw oraz posiadanie siedziby firmy lub przynajmniej jednego zakładu produkcyjnego w makroregionie Polski Wschodniej, czyli województw: podlaskiego, warmińsko-mazurskiego, lubelskiego, świętokrzyskiego i podkarpackiego.
To jednak nie wystarczy, trzeba jeszcze wygrać konkurs. W ostatniej edycji konkursu na dofinansowanie z Programu Operacyjnego Polska Wschodnia, o wsparcie swojego eksportu starało się 267 firm małych i średnich, a łączna kwota, o którą się ubiegano wynosi 115 mln złotych, co ponad dwukrotnie przekracza planowany budżet konkursu.
Specjalista do spraw eksportu, prezes firmy consultingowej Itro, Sebastian Sadowski-Romanov, ocenia, że takiego zainteresowania wsparciem z dotacji POPW nie było od lat. W poprzednich naborach zgłaszało się po około 100 firm, czasami mniej, czasami więcej. W tym naborze – ponad dwa i pół raza więcej.
Z jednej strony, to zainteresowanie ma oczywiste podstawy – wiadomo, że to ostatni konkurs, na inne wsparcie podczas rządów PiS już nie ma szans, więc o pieniądze trzeba zawalczyć teraz. Z drugiej strony, ten wynik pokazuje nie tylko to, że firmy z Polski Wschodniej chcą uzyskać darmowe środki – ale i to, że są gotowe do tego, by podjąć próbę rozwoju za te pieniądze, co może być z korzyścią dla nich i ich regionu.
Podczas jednej z publicznych wypowiedzi, zachwalających obietnice „Polskiego Ładu”, premier Mateusz Morawiecki mówił: „Chcemy, by gospodarka polska była dobrze naoliwioną machiną, a polskie firmy były jeszcze bardziej konkurencyjne na rynku europejskim i rynku światowym; to podstawowe cele Polskiego Ładu. Promujemy polskie produkty i chcemy w Polskim Ładzie dla polskich produktów znaleźć właściwe miejsce, dobrą promocję, promocję eksportu. Zobowiązuję się do tego, że będziemy jeszcze bardziej wspierać politykę eksportową, promować polski produkt, który jest znakomitej jakości, a podbój rynku zagranicznego oznacza więcej miejsc pracy w Polsce.”
Nikt nigdy oczywiście nie sprawdzi, czy i jak premier wywiąże się z tego zobowiązania. Tym niemniej, unijne mechanizmy, takie właśnie jak Program Operacyjny Polska Wschodnia, są najważniejszą częścią wparcia finansowego dla firm, które gotowe są na rozwój i ekspansję zagraniczną. Najważniejszą – ale dalece niewystarczającą, ponieważ w praktyce jedyną i bazującą głównie na pieniądzach zagranicznych. Pieniędzy krajowych, budżetowych, na ten cel po prostu brakuje. Przypomnijmy, że w tegorocznym naborze wnioski o dofinansowanie złożyło 267 firm na łączną kwotę ponad dwukrotne przekraczającą zaplanowany budżet. Natomiast Polska Agencja Rozwoju Przemysłu do rozdysponowania wśród przedsiębiorstw przeznaczyła jedynie 50 mln złotych. Co więc z pozostałymi firmami? Czy nie otrzymają dofinansowania? Wiele wskazuje na to, że zostaną z kwitkiem.
Jednak Sebastian Sadowski-Romanov jest tu umiarkowanym optymistą i zakłada możliwość, że pula środków zostanie nieco zwiększona: – W latach ubiegłych, większość z naborów do rozdysponowania miała określone budżety i nie zdarzyło się, aby te kwoty były w pełni wykorzystane. W pierwszym roku trwania programu jego roczny budżet wynosił 100 mln PLN, ale z powodu niskiego wykorzystania został zmniejszony do 50 mln rocznie. Ta nadwyżka, która pozostała po poprzednich naborach, przyda się tym razem by wesprzeć firmy, które wnioskowały o dofinansowanie w obecnym naborze. Czy znajdą się środki dla wszystkich, dowiemy się jednak dopiero po ogłoszeniu wyników naboru – wskazuje ekspert.
Ocena nadesłanych wniosków oraz modeli biznesowych przedsiębiorstw, starających się o dofinansowanie swego eksportu w ostatnim naborze do Programu Operacyjnego Polska Wschodnia trwać będzie do końca sierpnia. Trudno jednak przypuścić, by rząd PiS, pragnący jakoś ratować rozłażący się w szwach budżet państwa, rzeczywiście przeznaczył niewykorzystane nadwyżki z poprzednich edycji (jeśli jakieś rzeczywiście jeszcze zostały) na wsparcie proeksportowej działalności firm z Polski Wschodniej.
Premier Mateusz Morawiecki, zachwalając rzekome dokonania gospodarcze swojego rządu, zwrócił uwagę, że w dobie pandemii, eksport ze Stanów Zjednoczonych do Niemiec zmniejszył się o 10 proc., zaś z Polski do Niemiec wzrósł o 15 proc. Według premiera, to zasługa wzrastającej konkurencyjności i innowacyjności polskich produktów.
Jeżeli przyjąć, że premier Morawiecki podał prawdziwe liczby, to być może jest to faktycznie zasługa polskiej konkurencyjności – naturalnie tylko tej cenowej, spowodowanej niskimi płacami w Polsce i słabym kursem złotego – ale na pewno nie innowacyjności naszych produktów. O nią rząd PiS ani nie chce, ani nie umie zadbać.

Poprzedni

Przez dosyć różowe okulary

Następny

Bigos tygodniowy

Zostaw komentarz