Jeżeli liderzy opozycji chcą uwolnić nasz kraj od autorytarnych rządów Prawa i Sprawiedliwości to powinni postawić na jedność.
W jaki sposób partie demokratyczne w naszym kraju mogłyby wygrać najbliższe wybory parlamentarne? Otóż, ważnym kryterium przy podejmowaniu decyzji o samodzielnym bądź koalicyjnym starcie Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050, Lewicy i PSL w wyborach powinien być stosunek głosów, na jakie łącznie mogą liczyć partie opozycji demokratycznej, do głosów, na jakie mogą liczyć łącznie PiS i Konfederacja.
Jeżeli ów stosunek głosów wynosi co najmniej 54,2 proc. do 45,8 proc. na korzyść opozycji demokratycznej, to zdobycie większości mandatów przez partie demokratyczne jest możliwe także przy zgłoszeniu w wyborach czterech oddzielnych list. Jeśli jednak procent głosów, na jakie mogą liczyć łącznie KO, P2050, Lewica i PSL (w stosunku do procentu głosów, na jakie mogą liczyć łącznie PiS i Konfederacja) spadnie poniżej poziomu 54,2 proc. to uzyskanie większości mandatów wymaga utworzenia po stronie demokratycznej przynajmniej jednej koalicji dwupartyjnej.
Natomiast przy spadku tego wskaźnika poniżej 50,7 proc. jedyną szansą na uzyskanie większości mandatów przez opozycję demokratyczną jest powołanie czteropartyjnej koalicji KO, P2050, Lewicy i PSL. Przy poparciu dla obecnej opozycji niższym niż 48,8 proc. a dla prawicy wyższym niż 51,2 proc., opozycja demokratyczna – niezależnie od wariantu startu w wyborach – nie jest w stanie zdobyć większości mandatów.
Takie właśnie wnioski płyną z opracowania autorstwa dr. Andrzeja Machowskiego, psychologa w zakresie psychometrii i analityka badań sondażowych, przygotowanego dla Forum Obywatelskiego Rozwoju. W opracowaniu przedstawiony został model matematyczny systemu D’Hondta i wynikająca z niego „mechanika” działania systemu. W ramach tego modelu dokonano symulacji podziału mandatów w zależności od tego, czy partie opozycji demokratycznej – KO, P2050, Lewica i PSL – zgłosiłyby w wyborach oddzielne listy, czy startowałyby w ramach wariantów koalicyjnych
Problem jednak w tym, że dopiero wyniki wyborów pokażą, jaki jest rzeczywisty stosunek głosów między prawicą a opozycją demokratyczną. Decyzje o ewentualnym tworzeniu bądź nie koalicji wyborczych, muszą zatem być podejmowane w ciemno. Sprawdzanie słupków w sondażach tu nie wystarczy, potrzebne jest jeszcze szczęście i intuicja polityczna.
Kryterium szczęścia wbrew pozorom ma spore znaczenie. Wiedzieli o tym już angielscy lordowie Admiralicji, którzy dowodzenie statkami powierzali chętniej kapitanom mającym szczęście, niż tym o teoretycznie najwyższych kwalifikacjach – i ten system sprawdzał się przez stulecia.
Analiza dr. Andrzeja Machowskiego pokazuje, że najlepsze dla opozycji demokratycznej rozwiązania to: (1) wariant czteropartyjnej koalicji KO, P2050, Lewicy i PSL, (2) wariant koalicji KO, P2050 i Lewicy, (3) wariant dwóch koalicji KO i Lewicy oraz P2050 i PSL, (4) wariant koalicji KO, P2050 i PSL.
Warianty koalicyjne są bardzo odporne na ewentualne odwrócenie się od koalicji tych wyborców, którzy są gotowi głosować na swoją partię, ale odmawiają poparcia koalicji z powodu braku akceptacji dla pozostałych partnerów koalicyjnych (i na przykład nie odpowiada im, że PSL idzie do wyborów razem z Lewicą). Koalicja KO, P2050, Lewicy i PSL daje opozycji więcej mandatów niż oddzielny start tych partii nawet wtedy, gdy odsetek takich wyborców sięgnie 18,6 proc. – podkreśla dr. Machowski.
Natomiast najgorszym rozwiązaniem – bo przynoszącym mniej mandatów niż warianty koalicyjne i narażonym na ryzyko nie przekroczenia pięcioprocentowego progu przez PSL lub Lewicę (co prowadzi do przejęcia przez prawicę części utraconych mandatów) – jest zgłoszenie przez KO, P2050, Lewicę i PSL czterech oddzielnych list. No, chyba, że – jak wskazano na wstępie – przewaga poparcia społecznego wyniesie co najmniej 54,2 do 45,8 na korzyść opozycji demokratycznej. Ale prawdziwą skalę poparcia pokażą dopiero wybory.