29 listopada 2024
trybunna-logo

Czy nadchodzą złote czasy?

Im na świecie gorzej, mniej bezpiecznie i bardziej nieprzewidywalnie, tym większą estymą Ziemian cieszy się gwiezdny kruszec

Od początku roku dolarowe ceny złota wzrosły o 25 proc., zaliczając najlepsze pierwsze półrocze od 36 lat. Zasięg i trwałość tego ruchu pozwalają zaryzykować tezę, że stanowi on początek nowej hossy i koniec trwającej ponad cztery lata bessy.
Nie mogę dać żadnej gwarancji, że ceny złota nie powrócą poniżej 1.200 czy nawet 1.000 dol za uncję.  Jednakże jestem gotów zaryzykować tezę, że rynek złota wszedł w nowy trend wzrostowy. Jeśli mam rację, to za kilka lat ceny złota mogą znaleźć się zdecydowanie wyżej – mówi Krzysztof Kolany, główny analityk Bankier.pl.

Spekulanci chcą kupować

Pierwsze półrocze charakteryzowało się rekordowym inwestycyjnym popytem na złoto. Inwestorzy kupili o 16 proc więcej królewskiego metalu niż w czasie apogeum pierwszej fazy kryzysu finansowego w 2009 roku. W metal szlachetny kruszec „wchodzili” wielcy inwestorzy tego świata z George’em Sorosem na czele.
Co takiego wydarzyło się na początku 2016 roku, że poważni gracze z wieloletnim doświadczeniem zaczęli ładować grube miliardy dolarów w „barbarzyński relikt”? Czy można oczekiwać znacznie wyższych cen złota w przyszłości?
Przez prawie 20 lat – a więc niemal całe pokolenie – ceny złota spadały: z rekordowych 850 dol za uncję w styczniu 1980 roku (w ujęciu realnym – czyli skorygowanym o inflację jaka miała miejsce od tego czasu – to rekord do dziś niepobity), do zaledwie 253 dol w lutym 1999 r.
Gdy wygnane z systemu monetarnego złoto, zostało spisane na straty i uznane za „barbarzyński relikt” przeszłości, rozpoczęła się akurat „złota dekada”. W latach 1969-80 cena złota wzrosła 24-krotnie, a w latach 1999-2011 „tylko” 7,5-krotnie.
– Potem rozpoczęła się bessa, której długość (ponad 4 lata) i zasięg (-45 proc. od szczytu do dna) była dla mnie sporym zaskoczeniem. Sądziłem że w otoczeniu realnie ujemnych stóp procentowych, zmasowanego „drukowania” pieniądza przez banki centralne i eskalacji kryzysu nadmiernego zadłużenia korekta na rynku złota nie powinna być głębsza niż 20-30 proc. – mówi Krzysztof Kolany.
Obserwowany od początku 2016 roku ruch wzrostowy wyraźnie odróżnia się od poprzednich tego typu rajdów, jakie złoto doświadczyło w latach 2012-15. Jak podaje portal Bankier.pl dolarowe ceny złota odnotowały najlepsze pierwsze półrocze od roku 1980 (!), rosnąc o blisko 25 proc. Na fali niepewności związanej z Brexitem kurs złota dotarł do 2,5-letniego maksimum.
– Co więcej, od dwóch miesięcy rynek wykazuje niechęć do jakiejkolwiek głębszej korekty. Dzięki temu po raz pierwszy od czterech lat ruch wzrostowy jest poparty wznoszącą się 200-sesyjną średnią kroczącą – zauważa Krzysztof Kolany.
Warto też odnotować, że w 2015 roku spadek cen złota w dolarach wynikał przede wszystkim z bezprecedensowej aprecjacji tej waluty. Ceny kruszcu wyrażone w wielu innych walutach zakończyły rok neutralnie, albo wręcz na sporym plusie.
Według Bankiera.pl., przykładem jest wykres cen złota wyrażonych w polskim złotym: na naszym rynku dołek bessy przypadł już w grudniu 2013 roku, a od grudnia 2014 r. królewski metal zaczął szybko drożeć, by rok 2015 zamknąć z wynikiem niemal neutralnym. Podobny wynik złoto wypracowało także w euro czy we franku szwajcarskim.

Drogocenne fundamenty

– Liczą się fundamenty. Złoto nie jest zwykłym surowcem. Jest metalem monetarnym, a zdaniem wielu jest jedynym ponadczasowym pieniądzem. Choć ponad połowę zakupów złota generuje branża jubilerska, to popyt inwestycyjny ma znaczenie decydujące – uważa Krzysztof Kolany.
Pod tym względem pierwsze półrocze 2016 było absolutnie rekordowe. Wszelkie statystyki przebił popyt na fizyczne sztaby generowany przez rozmaite fundusze,. które od stycznia do końca czerwca kupiły 579,2 ton złota, czyli prawie 37 proc bieżącej produkcji w kopalniach.
Doniesienia płynące z raportów Światowej Rady Złota stwierdzały, że nie był to popyt przypadkowy, ani zakupy spanikowanej inwestycyjnej „drobnicy”. Swoją pozycję w złocie odnawiały fundusze, które zdążyły całkowicie pozbyć się metalu w czasie poprzedniej bessy. Można tylko spekulować, co tak wystraszyło wielki kapitał, że nagle zaczął ciągnąć do złota.
– W mojej ocenie takich czynników było przynajmniej kilka i każdy z nich zasługuje na uwagę. Zacznę od najważniejszego: zarządzający grubymi pieniędzmi utracili wiarę w skuteczność i zasadność działań podejmowanych przez największe banki centralne. Polityka monetarna po prostu doszła do ściany. Do niedawna wierzono, że polityka zerowych stóp procentowych i „drukowania pieniędzy” stanowi cudowne remedium na bolączki przekredytowanego Zachodu. Działania FED-u, Banku Japonii i Europejskiego Banku Centralnego windowały ceny akcji i obligacji, a w realnej gospodarce dało się poczuć powiew delikatnego ożywienia. Rok temu to wszystko okazało się kosztowną iluzją. Efekty były odwrotne od zamierzonych. Zadłużony do granic możliwości Zachód nie jest w stanie przyjąć więcej kredytu, niezależnie od jego ceny. Spadek stóp poniżej zera doprowadził na skraj zapaści europejski sektor bankowy, który już wcześniej borykał się z poważnymi niedoborami kapitałowymi. Banki komercyjne stały się tykającą bombą.  Najgłośniej zrobiło się o Deutsche Banku, a później także o bankach włoskich. Co najważniejsze, polityka banków centralnych nie dała rady wywołać nominalnego wzrostu gospodarczego, koniecznego dla utrzymania przy życiu obecnego systemu finansowego. Bez choćby nominalnego wzrostu dochodów niemożliwe jest już nie tylko spłacanie, ale nawet obsługiwanie ogromnego nawisu zadłużenia. Pierwszym tego przykładem są Włochy, ale następne kraje już czekają na swoją kolej. Skutkiem tego jest dług publiczny o wartości nominalnej 12 bilionów dolarów notowany przy ujemnej rentowności – ocenia Krzysztof Kolany.

Im gorzej tym drożej

Nasilającym się napięciom w systemie finansowym z reguły towarzyszą turbulencje w świecie geopolityki: wojny, rewolucje i inne niepokoje społeczne. To właśnie obserwujemy od kilku lat. Do tego dochodzi kryzys imigracyjny w Europie, zamachy terrorystyczne i Brexit oraz wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych, w których prawdopodobne jest zwycięstwo Donalda Trumpa.
To najważniejsze z przesłanek pozwalających oczekiwać wyższych cen złota w perspektywie następnych kilku lat.
Choć oczywiście w perspektywie najbliższych kilku tygodni i miesięcy nie można wykluczyć jakiejś korekty, przed którą ostrzega niemal ekstremalnie wysokie zaangażowanie spekulacyjnego kapitału – dodaje Krzysztof Kolany
Złoto – które na naszej planecie znalazło się w chwili jej powstawania jako odpryski substancji gwiezdnych – raczej nie powinno być jednak uważane za obiekt spekulacyjny. Niech będzie ono polisą ubezpieczeniową chroniącą nasze mienie przed działaniami rządów i banków centralnych.

Poprzedni

Grają o prymat na świecie

Następny

W saniach luźniej