16 listopada 2024
trybunna-logo

Co nagle, to po diable?

Rządy „zjednoczonej prawicy” doprowadziły do tego, że sądy w naszym kraju pracują coraz wolniej.
W Polsce wydłuża się czas rozpoznawania spraw w sądach. Takie są efekty „reformy” wymiaru sprawiedliwości, wprowadzanej jakoby pod rządami Prawa i Sprawiedliwości.
W rzeczywistości nie ma tu mowy o jakimkolwiek reformowaniu (czyli ulepszaniu). Obóz rządzący, już od pierwszych chwil swego panowania chce po prostu w pełni podporządkować sobie sądownictwo, tak aby sędziowie wydawali wyroki zgodne z oczekiwaniami ekipy „dobrej zmiany”. Dzięki temu rządzący będą mogli uderzać w struktury i osoby, które im się nie spodobają, a jednocześnie zapewnią sobie bezkarność za swoje nieprawości, zaniedbania i przekręty. Ta „reforma” wciąż trwa, do sądów różnych instancji trafiają osoby z nadania władzy, które zaczynają orzekać, choć w istocie nie są sędziami. I na tym właśnie polega istota zmian w wymiarze sprawiedliwości, wprowadzanych przez „zjednoczoną prawicę”.
Stowarzyszenie Sędziów Iustitia opracowało raport na temat sprawności postępowania sądowego zatytułowany „Obietnice a rzeczywistość”. Raport jest wynikiem pracy zespołu interdyscyplinarnego, składającego się z sędziów oraz niezależnego eksperta i obejmuje okres lat 2015 – 2020.
– Potrzeba opracowania raportu powstała, gdyż Ministerstwo Sprawiedliwości przez prawie dwa lata nie przedstawiało danych statycznych dotyczących sytuacji w sądach, a przedstawione później dane były cząstkowe i nie pozwalały na rzetelną i rzeczywistą ocenę sytuacji w sądownictwie – podkreśla sędzia Urszula Żółtak koordynująca prace zespołu.
Raport SSP Iustitia powstał na postawie „Informacji rocznych o działalności sądów” za poszczególne lata 2015-2020, uzyskanych w trybie dostępu do informacji publicznej. Ogranicza się do przedstawienia sytuacji w sądach rejonowych, czyli sądach, do których wpływa najwięcej spraw, gdzie rozpoznawane są sprawy najważniejsze i najbliższe dla obywateli. Opracowano dane statystyczne o wpływie, załatwieniach i pozostałości w latach 2015-2020.
Skupiono się na postępowaniach najistotniejszych z punktu widzenia obywateli: sprawy cywilne procesowe (np. roszczenia o zapłatę, odszkodowanie, zadośćuczynienie), nieprocesowe (np. stwierdzenia nabycia spadku), karne, rodzinne i opiekuńcze, gospodarcze procesowe, sprawy z zakresu prawa pracy, z zakresu ubezpieczeń społecznych.
Co wynika z raportu? Otóż, w sprawie cywilnej procesowej czas trwania postępowania sądowego wzrósł z 10,3 miesiąca w 2015 r. do 14,8 miesięcy w 2020 r. (czyli o ok. 44 proc.). W sprawie cywilnej nieprocesowej wzrósł z 5,5 miesiąca w 2015 r. do 10,5 miesięcy w 2020 r. (o ok. 91 proc.). W sprawie z prawa pracy – z 8,4 miesiąca w 2015 r. do 10,7 miesięcy w 2020 r. (o ok. 28 proc.). W sprawie rodzinnej – z 5,8 miesiąca w 2015 r. do 8,0 miesięcy w 2020 r. (o ok. 38 proc.), a w sprawie gospodarczej z 13,5 miesiąca w 2015 r. do 17,6 miesięcy w 2020 r. (o ok. 30 proc.). Tylko w sprawach karnych w tym okresie doszło do minimalnego skrócenia czasu postępowania – z 5,9 miesięcy w 2015 r. do 5,8 miesiąca w roku ubiegłym. Przyśpieszenie o całe trzy dni w ciągu sześciu lat!
Systematycznie wzrasta liczba spraw wpływających do sądów – z około 14 mln w 2015 r. do prawie 17 mln w 2019 r. Jednocześnie, w okresie 2015 – 2020 spadła ogólna liczba sędziów. Obecnie w Polsce jest ok. 10 000 sędziów, natomiast pod koniec 2020 r. liczba wakatów sędziowskich wynosiła ok. 1 000, czyli prawie 10 proc.
– Jest to spowodowane wadliwą polityką kadrową ministra sprawiedliwości: zamrożeniem od 2016 r. wolnych etatów sędziowskich, delegacjami do Ministerstwa Sprawiedliwości i Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury, zmianami legislacyjnymi dotyczącymi wymiaru sprawiedliwości, takimi jak powoływanie na stanowiska sędziowskie przez neo-Krajową Radę Sądownictwa, ograniczeniem możliwości pracy przez sędziów po osiągnięciu stanu spoczynku – tłumaczy Urszula Żółtak.
Ta zbyt niska liczba sędziów wobec liczby spraw wpływających do sądów, powoduje, że zwiększa się obciążenie pracą. Dodatkowo do sądów trafiają sprawy wymagające większego nakładu pracy (np. sprawy dotyczące kredytów frankowych). Przy dużym wpływie spraw do sądów nie ma możliwości, aby sędzia wszystkie sprawy kończył na bieżąco. Sprawy niezakończone w jednym roku, przechodzą na kolejny rok. W ten sposób powstają zaległości. Jeżeli taki stan trwa kilka lat, zaległości te systematycznie, co roku wzrastają.
Przykładowo: W sądach cywilnych w latach 2015 – 2016 liczba załatwionych spraw była nieznacznie niższa od wpływu spraw, co przełożyło się na opanowanie wpływu na poziomie 97 proc. i 98 proc. W latach 2017 – 2018 miało miejsce pogorszenie sytuacji, spowodowane głównie radykalnym wzrostem wpływu. Jeden sędzia w latach 2015 – 2016 otrzymywał do załatwienia ok. 350 spraw rocznie, w 2017 r. – 431 spraw rocznie, a w 2018 r. – 415. W latach 2015–2019 systematycznie rosła wielkość referatów sędziów cywilnych (czyli, prowadzonych jednocześnie spraw). W 2015 r. w przeliczeniu na obsadę sędzia kończył rok z referatem liczącym 195 spraw, a w 2019 r. – już z referatem 250 spraw, to jest o ponad 1/4 większym. – czytamy w raporcie.
– Zapaść wymiaru sprawiedliwości spowodowana jest wadliwą polityką kadrową ministra sprawiedliwości, niewłaściwą organizacją pracy sądów oraz niestabilnością i nieefektywnością zmian przepisów prawa – podaje przyczyny sędzia Urszula Żółtak.
Raport wskazuje, że poprawa sytuacji w sądownictwie możliwa jest poprzez odciążenie pracą sędziów – zmniejszenie liczby spraw przypadających na jednego sędziego, unowocześnienie postępowania sądowego, promowanie alternatywnych sposobów rozwiązywania sporów (np. mediacje) oraz uregulowanie kwestii wadliwości powołań na stanowiska sędziowskie.
Zespół badawczy Iustitii zbadał też funkcjonowanie sądów w czasie pandemii. Na ankietę odpowiedziało prawie 400 sędziów. Autorzy przeanalizowali również dodatkowo regulacje i wytyczne oraz skonfrontowali je z praktyką. Raport pokazał praktyczne aspekty organizacji pracy sędziów w czasie pandemii koronawirusa.
Ponieważ w pracy zdalnej kluczową rolę odgrywa informatyzacja, głównie ten obszar był przedmiotem analiz autorów raportu. Zdiagnozowane problemy pokazują, z jakimi trudnościami technicznymi i organizacyjnymi zmierzają się sędziowie. Problemy z informatyzacją przekładają się na mniej elastyczną reakcję sądownictwa na potrzeby klientów wymiaru sprawiedliwości, wywołane pandemią. Choć wydawać się mogło, że pandemia stała się szansą na przyspieszenie informatyzacji, to nie widać perspektywy na istotne zmiany, które realnie by zwiększyły efektywność sądów.
Raport pokazał, że wytyczne, rekomendacje i zalecenia Ministerstwa Sprawiedliwości miał niejednokrotnie charakter życzeniowy, w stosunku do rzeczywistości funkcjonowania polskich sądów. W raporcie poruszono kwestie nieefektywnych systemów, w których rejestrowana jest korespondencja wpływająca i wypływająca w sprawach sądowych. Wskazane zostały również problemy pracy zdalnej sędziów oraz ograniczenia uczestników postępowań w dostępie do rozpraw na odległość.
Współautorka raportu, sędzia Anna Begier zwrca uwagę, że problemy rozpraw zdalnych to zarówno problemy sądów, jak również uczestników postępowania. Sędziowie dostrzegają trudności techniczne, na przykład w sytuacji braku połączenia chociaż jednej ze stron. Skutkiem tego jest niemożność zrealizowania rozprawy zdalnej. Strona ma prawo wziąć udział w rozprawie, a pozbawienie stronie możliwości udziału może skutkować nieważnością postępowania. Dlatego problemy techniczne uczestników stają się praktycznymi problemami sprawowania wymiaru sprawiedliwości w dobie pandemii.
Autorzy wskazali, że zastosowanie pieczęci elektronicznej w sądownictwie powszechnym (to rozwiązanie jest już wykorzystywane w sądach administracyjnych) umożliwiłoby elektroniczne podpisywanie wyroków i postanowień. W raporcie wskazano m.in. na fiasko takich projektów jak automatyczne rozpoznawanie mowy, które – jak wykazało badanie – ma znikome znaczenie dla pracy sędziów, pomimo że miało im ułatwić pracę.
W dobie pandemii szczególnie ważne jest zmniejszenie kontaktów uczestników postępowań z sądami oraz z operatorami pocztowymi. Pomocna byłaby w tym celu digitalizacja akt, niestety projekt ten pomimo licznych koncepcji nie doczekał się realizacji. W efekcie powstało – jak oszacowali autorzy – ponad dwa tysiące kilometrów akt sądowych w ostatnich 5 latach w samych tylko sądach rejonowych. Nie ma strategii informatyzacji wymiaru sprawiedliwości, w wyniku czego modernizowane są – nierzadko w ograniczonym zakresie – istniejące systemy, podczas gdy potrzebne są nowe.
Autorzy raportu zwrócili uwagę na jawności postępowań wskazując, że obecny stan – w którym od decyzji o posiedzeniu niejawnym nie można się sprzeciwić – jest obarczony niekonstytucyjnością. Rekomendują oni w tym zakresie samoograniczanie sędziów, polegające na kierowaniu spraw na rozprawy, pomimo ustawowej możliwości prowadzenia ich na posiedzeniach niejawnych. Zdaniem autorów, – doskonalenie narzędzi rozpraw zdalnych oraz zastosowanie mechanizmów reżimu sanitarnego powinny być priorytetem w celu zapewnienia jawności rozpraw.
Jak podkreśla sędzia Anna Wypych-Knieć, stanowisko Iustitii stwierdza, iż brak obowiązku uwzględnienia sprzeciwu uczestników postępowania wobec decyzji o skierowaniu sprawy na posiedzenie niejawne jest niezgodny z art. 45 Konstytucji RP.
Zbieżna z wnioskami raportu jest ocena zmian w sądownictwie, sformułowana przez Lewicę. Zauważa ona, że Prawo i Sprawiedliwość szło po władzę z hasłami przywracania sprawności sądom, a tym samym łatwiejszego i szybszego dostępu obywatela do wymiaru sprawiedliwości. Tymczasem, cała energia rządzących i kolejne ustawy skupiły się nie na usprawnianiu procedur, skracaniu czasu rozpatrywania spraw czy wzmocnieniu administracji sądowej, ale na próbach podporządkowania władzy sądowniczej politykom. Wymiar sprawiedliwości pracuje wolniej niż przed dojściem PiS do władzy.
Statystyki mówią same za siebie i pokazują, że odkąd PiS przejął władzę, postępowania sądowe trwają coraz dłużej. W 2020 roku na wydanie orzeczenia w sądzie I instancji trzeba było czekać średnio 7 miesięcy. To prawie dwa razy dłużej niż w 2015 roku!
W sądach rejonowych, które załatwiają najwięcej codziennych spraw, w 2015 roku na wydanie orzeczenia trzeba było czekać średnio 4 miesiące. W 2019 r. już 5 miesięcy i 3 tygodnie, a w 2020 r. prawie 7 miesięcy – dodaje Lewica.
Podobny, niekorzystny trend zauważalny jest w pracy prokuratury. W 2015 roku postępowań trwających od pół roku do roku było 6,3 tys., a w 2020 już 15,1 tys.. Postępowań trwających od roku do dwóch lat w 2015 roku było 1 tys., a rok temu już 5,4 tys. Postępowań trwających 2 – 5 lat w 2015 r. było 604, rok temu – już 2,9 tys. Te liczby rosną, a Polki i Polacy czekają coraz dłużej na sprawiedliwość.
W dodatku pogłębia się chaos prawny, coraz większe jest poczucie braku pewności prawa i obrotu prawnego. To rezultat powołania niezgodnie z zasadami Konstytucji nowej Krajowej Rady Sądownictwa, która taśmowo wydaje „owoce zatrutego drzewa”, czyli rozpatruje i ocenia kandydatury do pełnienia urzędu sędziowskiego i asesorskiego oraz przedstawia Prezydentowi RP wnioski o powołanie sędziów.
KRS, działając bez umocowania konstytucyjnego powoduje, iż podważany jest status sędziów wyłonionych w nowej procedurze. Przez to żaden obywatel, który otrzymał orzeczenie sądowe, nie może być pewien, że ma wiążący charakter. Takich wyroków są już setki tysięcy!
Status sędziów powołanych przez „neo-KRS” podważany jest także przez instytucje międzynarodowe, w tym Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. To przyczynia się nie tylko do potężnego zamieszania na poziomie krajowym.
PiS najpierw stworzyło, a później wbrew zapowiedziom nie zlikwidowało Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego, która według TSUE i samego Sądu Najwyższego nie jest sądem. Przez to miliony złotych dziennie naliczane są w postaci kar za nieprzestrzeganie prawa unijnego. Jest to także powód utraty wiarygodności polskiego wymiaru sprawiedliwości na tle europejskim, co może powodować utrudnienia dla polskich obywatelek i obywateli za granicą. Polska neo-KRS już została wykluczona z Europejskiej Sieci Rad Sądownictwa.
Podporządkowanie prokuratury rządowi poprzez połączenie stanowiska Prokuratora Generalnego i Ministra Sprawiedliwości nie wyeliminowało nieprawidłowości. Przeciwnie, jedynym celem takiego zabiegu było zapewnienie bezkarności funkcjonariuszom władzy – stwierdza Lewica. Ręcznie sterowana prokuratura stała się zbrojnym ramieniem władzy.
Innym, nierozwiązanym problemem jest status pracowników sądów i prokuratur. To dziesiątki tysięcy osób, które od lat borykają się z niskimi płacami, przepracowaniem i złymi warunkami pracy. Ta niewidzialna grupa pracowników wspólnie z sędziami tworzy wymiar sprawiedliwości w Polsce. Od ich efektywności zależy efektywność całego systemu.
Wbrew zapowiedziom, Prawo i Sprawiedliwość nie ułatwiło obywatelom i obywatelkom dostępu do sądu. Coraz częściej likwidowane są sądy rejonowe, a zwłaszcza tak bardzo potrzebne pracownikom sądy pracy. Przykładem są zlikwidowane w ostatnim czasie, pomimo społecznych protestów, sądy pracy w Wałbrzychu, Głogowie, Biskupcu czy Myszkowie.
Lewica wskazuje, że należy jak najszybciej przeciąć zależność wymiaru sprawiedliwości od polityki. Wiadomo jednak, że pod rządami PiS jest to niemożliwe.

Poprzedni

Przeciw monopolowi prasowemu

Następny

Flaczki tygodnia