30 listopada 2024
trybunna-logo

Armia czeka na mądre inwestycje

Minister Obrony Narodowej ma do wydania grube miliardy. Oby zdołał je wydać w miarę sensownie.

Ponad 37 mld złotych wynosi budżet Ministerstwa Obrony Narodowej na 2017 rok. Z tej kwoty ok. 10 mld zł ma być przeznaczone na takie wydatki majątkowe jak zakupy broni i sprzętu, modernizacje, remonty, inwestycje budowlane.
Tak poważne wydatki inwestycyjne mogą wpływać na przyśpieszenie rozwoju polskiej gospodarki – choć będzie to rozwój nieco sztuczny, bo nakręcany poprzez zasilanie z budżetu państwa.

Żeby się trochę zwróciło

Szczególne znaczenie mają zakupy uzbrojenia i sprzętu wojskowego. Nie tylko dlatego, że od nich zależy stan gotowości bojowej naszej armii, lecz także z powodu dodatkowych umów, podpisywanych z firmami zagranicznymi, dostarczającymi Polsce ten sprzęt.
Są to umowy offsetowe, mające slużyć modernizacji naszej gospodarki, zawierane pomiędzy Skarbem Państwa a zagranicznymi producentami uzbrojenia. Określają one, jakie działania inwestycyjne w polskim przemyśle zrealizuje dany producent, w zamian za to, że właśnie on został wybrany przez polski rząd na dostawcę określonego wyposażenia wojskowego.
Koncernów zbrojeniowych jest na świecie wiele, więc każdy rząd, nie tylko polski, ma duże możliwości wyboru dostawcy. Ponadto, sprzęt wojskowy kosztuje bardzo drogo. Rekompensatą za to, że jakieś państwo dokona kosztownych zakupów u tego, a nie innego dostawcy, są inwestycje tego dostawcy w gospodarkę państwa, które wybrało jego ofertę.
Umowy offsetowe przyczyniają się zatem do rozwoju gospodarki państwa, które kupuje uzbrojenie. W przypadku wielu państw, także i Polski, zagraniczny dostawca uzbrojenia ma wykonać inwestycję wspólnie z polskimi przedsiębiorcami, którzy staną się jego kooperantami, rozwiną własną działalność, wdrożą nowocześniejsze technologie.

Czy PiS da radę naśladować SLD?

Tak więc, umowy offsetowe powinny zapewnić udział zagranicznych dostawców w restrukturyzacji i rozwoju naszej gospodarki, zwłaszcza przemysłu obronnego, lotniczego i elektronicznego – bo na tych branżach szczególnie nam zależy. Powinny też ułatwiać pozyskiwanie nowych technologii i usprawnień organizacyjnych, oraz zwiększać nasze możliwości eksportowe.
Największą umową offsetową w historii Polski, zakończoną ostatecznie dwa lata temu, były inwestycje koncernu Lockheed Martin, związane z zakupem 48 myśliwców F-16 przez rząd Sojuszu Lewicy Demokratycznej w 2003 r. Dokładna wartość kontraktu na kupno F-16 nie jest znana, mówi się, że kosztowały one w sumie ok. 4 mld dol.
W ramach tej umowy offsetowej, w ciągu 10 lat zrealizowano trzydzieści projektów inwestycyjnych w takich firmach jak Wojskowe Zakłady Lotnicze nr 2 w Bydgoszczy, Instytut Techniczny Wojsk Lotniczych, WSK-PZL Rzeszów, Mesko, PZL Mielec, Nitrochem, Instytut Lotnictwa w Warszawie, Lotos, Opel Polska.
Z umowami offsetowymi strona polska miała niejednokrotnie kłopoty. Nie byliśmy bowiem w stanie przygotować tych umów tak precyzyjnie, by zapewniały nam przewidywane korzyści. W rezultacie, później trzeba je było poprawiać.

Rozmnażanie Rosomaków

Przykładem choćby zawarty w 2002 r. kontrakt na produkcję w Polsce fińskiego transportera opancerzonego, który zdobył sławę pod nazwą Rosomak. Nienajlepszy był sposób zawarcia przez Wojskowe Zaklady Mechaniczne w Siemianowicach Śląskich umowy licencyjnej z fińską firmą Patria.
Polskie przedsiębiorstwo nie miało bowiem zagwarantowanej możliwości kontynuowania produkcji Rosomaka już po zrealizowaniu pierwszej umowy z Ministerstwem Obrony Narodowej (w jej ramach wyprodukowano w Polsce 690 Rosomaków). Jednakże w 2013 r. zostały podpisane kolejne porozumienia z fińskim licencjodawcą, które zapewniły siemianowickim zakładom możliwość produkowania Rosomaka przez 10 lat.
Kontrakt na produkcję Rosomaka, zawarty także przez rząd Sojuszu Lewicy Demokratycznej, był jednak w sumie bardzo udany.
„Największe pozytywne efekty przyniosła w szczególności realizacja bezpośrednich zobowiązań offsetowych dotycząca transferu technologii produkcji pojazdu oraz systemu wieżowego” – stwierdził ostatnio prezes Najwyższej Izby Kontroli Krzysztof Kwiatkowski.

W grupie może być korzystniej

W celu racjonalnego wykorzystania zainwestowanych pieniędzy i zapewnienia możliwie efektywnych metod produkcji, w polskim przemyśle zbrojeniowym wprowadzane są zmiany organizacyjne, mające usprawniać zarządzanie.
Ich rezultatem było utworzenie, w wyniku wieloletnich procesów konsolidacyjnych, Polskiej Grupy Zbrojeniowej (w 2013 r.). Powstał holding, dysponujący aktywami o wartości ok. 5,3 mld zł. Skupia on ponad 60 firm, z których znaczna część jest kluczowa dla funkcjonowania polskiego przemysłu obronnego.
Próby konsolidacji polskiego przemysłu obronnego przed utworzeniem PGZ, które rozpoczęto jeszcze za rządów SLD, trwały około dwunastu lat.
Działania te były dokonywane przez Ministerstwo Skarbu Państwa, które sprawowało w tamtym czasie nadzór właścicielski nad większością podmiotów polskiego przemysłu obronnego. Nie przebiegały one zbyt sprawnie, bo w czasie poprzednich rządów Prawa i Sprawiedliwości (2005-2007) i później, gdy władzę objęła Platforma Obywatelska, resort skarbu pracował opieszale, zaś konsolidacji opierały się władze i załogi części przedsiębiorstw.
W ubiegłym roku NIK skontrolowała proces budowy oraz początkowej fazy funkcjonowania Polskiej Grupy Zbrojeniowej. Izba uznała, że generalny zamysł był słuszny, tym bardziej, że nie zostały do końca prawidłowo zrealizowane poprzednie koncepcje konsolidacji przemysłu obronnego w ramach grupy Bumar, a później Polskiego Holdingu Obronnego. Konsolidacja jest zaś pożądana, bo może zapobiec dublowaniu działań przez poszczególne firmy oraz ich wzajemnej rywalizacji o kontrakty i zamówienia składane przez MON.
NIK stwierdziła jednak, że utworzenie PGZ nie zostało poprzedzone rzetelnymi analizami systemowymi, popartymi rzeczywistymi danymi i uzasadnionymi wnioskami. Nie określono wizji rzeczywistej restrukturyzacji firm i ich dalszego funkcjowania. .
„Nie zaplanowano sekwencji przeprowadzanych działań konsolidacyjnych i nie ujęto ich w programie operacyjnym zawierającym wymiernie określone cele oraz harmonogram rzeczowo-finansowy. Skutkowało nie tylko wydłużeniem całego procesu, ale również znaczącym zaangażowaniem zasobów ludzkich, kapitałowych i pieniężnych” – stwierdził prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski.
Odpowiedzialność za to ponosi Ministerstwo Skarbu. Przez prawie trzy lata od powstania PGZ nie została opracowana i przyjęta docelowa strategia działania grupy. Nie skonkretyzowano sposobów osiągnięcia zakładanych celów. Nie sporządzono również programu operacyjnego, wskazującego niezbędne działania oraz harmonogram ich realizacji.

Kosztowna opieszałość ministra

Tym niemniej, za rządów Platformy Obywatelskiej udało się coś niecoś zrobić. Na przykład, PGZ określiła, na produkcji jakich wyrobów mają się skupić poszczególne firmy wchodzące w skład grupy. Pozwoli to na efektywniejsze wykorzystanie inwestowanych środków.
Wojskowy Inspektorat Uzbrojenia sprecyzował zaś potrzeby armii, jeśli chodzi o rodzaje zakupów sprzętu i uzbrojenia. Długofalowe określenie tych potrzeb powinno pomóc Polskiej Grupie Zbrojeniowej w ostatecznym określeniu kierunków rozwoju jej przedsiębiorstw.
Dotychczas jednak nie udało się osiągnąć większych korzyści z funkcjonowania Polskiej Grupy Zbrojeniowej.
Nie poprawił się sposób zaspokajania potrzeb wyposażeniowych polskiej armii. Nie usprawniono procesu jej modernizacji. Nie powiększono mocy wytwórczych firm polskiego przemysłu zbrojeniowego, w tym ich możliwości eksportowych. „Minister Obrony Narodowej powinien wzmocnić organizacyjnie komórki odpowiedzialne za nadzór właścicielski” – wskazuje więc NIK.
Izba podkreśla, że przy zakupie nowych technologii oraz sprzętu i uzbrojenia, należy zwrócić uwagę na konstrukcję umów. W ramach offsetu mają one zapewniać jak największe inwestycje w polski przemysł zbrojeniowy, oraz gwarantować transfer technologii i możliwość późniejszego jej wykorzystywania w eksporcie.
Tym wszystkim powinien się zająć Minister Obrony Narodowej Antoni Macierewicz, który przejął cały nadzór nad spółkami wchodzącymi w skład naszego przemysłu zbrojeniowego. Nie widać jednak jego większej aktywności w tej dziedzinie.

Poprzedni

Polatali na mamucie

Następny

Bogatym nawet doping nie szkodzi