Należy wreszcie skończyć z głoszeniem oczywistych bzdur wynikających ze złych intencji oraz z braku wiedzy.
Warto spojrzeć na wciąż istniejącą w Polsce patologię “bojowników antyszczepionkowych”. Otóż antyszczepionkowcy nie tak dawno opowiadali, że miliarder Gates – w rzeczywistości zagorzały promotor szczepień – jakoby odmówił szczepienia swych dzieci. Miał ponoć stwierdzić, że będą one zdrowe i bez szczepień, i nie potrzebują żadnych substancji wstrzykiwanych.
Pojawiła się też neurobiolog, prof. Maria Dorota Majewska importowana z USA, która z przejęciem głosiła (przy okazji „rewelacji”, iż rząd amerykański miał wypłacić ok. 4 miliardy dolarów odszkodowań za „okaleczenia i zabójstwa szczepienne”), że większość chorych lub zmarłych na grypę to osoby zaszczepione przeciw tej chorobie. Ciekawe skąd, bez powoływania się na statystyki, wiedziała ona, że większość chorych lub zmarłych była zaszczepiona?
Ożywił się również wtedy mój (były) kolega z Vancouver, dr (zarządzania techniką) Piotr Bein. Wieścił on szczepionkowe ludobójstwo przygotowywane przez Światową Organizację Zdrowia (WHO).
W tym kontekście należy przypomnieć, że najbardziej zabójcza w XX wieku grypa hiszpanka zbierała śmiertelne żniwo pod koniec I Wojny Światowej właśnie przed pojawieniem się szczepień (szacuje się, że było nawet ok. 50 milionów zgonów na „hiszpankę”).
A jeśli chodzi o tego „obłudnika Gatesa”, który propaguje szczepienia choć swych dzieci miał jakoby nie zaszczepić, to głównie dzięki obowiązkowym w Polsce szczepieniom moja dorosła córka nie chorowała na żadną dziecięcą zakaźną chorobę – co mnie się zdarzyło prawie 70 lat temu. Do dziś pamiętam straszną dusznicę dyfterytu. Omal wtedy nie umarłem, ponoć uratowała mnie penicylina.
Antyszczepionkowcy, głoszący m.in, że do produkcji szczepionek używa się trujących metali ciężkich, mają wysterylizowaną korę mózgową i nie są w stanie pojąć, że niewielkie ilości trucizn w organizmie, zwłaszcza we wczesnej jego młodości, przyczyniają się do ćwiczenia endogennego systemu odpornościowego. Systemu, który zabezpiecza tak ćwiczony organizm przed poważnymi zagrożeniami i to nie tylko bakteryjno-wirusowymi. Są dokładne dane na ten temat.
Sam, z przyzwyczajenia starego geofizyka lubiącego dokładne pomiary, sprawdziłem dane w kilkunastu doświadczeniach o wpływie na zdrowie małych dawek rtęci w pożywieniu, którym karmiono doświadczalne myszy oraz szczury. Na te wyniki powoływała się profesor Majewska w swym „Liście otwartym do polskich wakcynologów”.
Ale w rzeczywistości wyszło z tych doświadczeń, że małe – a nawet i średnie – dawki trucizny, jaką jest rtęć, dość wyraźnie zwiększają przeżywalność zwierząt karmionych takim „zatrutym” pożywieniem i zmniejszają ilość patologii w ich budowie. Dopiero dawki duże powodują choroby, w tym nowotwory oraz przedwczesną śmierć ludzi i zwierząt doświadczalnych.
Dlaczego prof. Majewska pomijała w swych elaboratach tak ważny szczegół? Odważę się napisać, że jest to wręcz przykład naukowej podłości, która całkowicie zasłaniała mechanizm powstawania odporności na rozmaite patologie. Profesor neurobiologii Maria Dorota Majewska twierdziła na przykład, że „epidemia autyzmu” jest następstwem stosowania szczepień!
Przy okazji warto zwrócić uwagę na dane z ukraińsko-polskiego opracowania szkód, jakie wywołała awaria w Czarnobylu. W tym opracowaniu możemy przeczytać, że nawet dość silne dawki napromieniowania mogą mieć efekt poprawiający zdrowotność oraz długowieczność. Jak piszą autorzy „w szczególności w wypadku ssaków wzmacniają się reakcje obronne przed zachorowaniami neoplastycznymi oraz infekcyjnymi, wzrasta długość życia oraz płodność”.
Czyli, to wszystko o czym bajdurzą nam chorzy na atrofię mózgu antyszczepionkowcy to bzdury, wynikające z braku wiedzy. A eliminacja szczepień gwarantuje nam między innymi nadejście epidemii nowotworów młodzieżowych.
I jeszcze jedna, końcowa uwaga na temat antyszczepionkowej „choroby cywilizacyjnej”. Przecież szczepienia już przed blisko 200 laty zaczęto stosować po to, aby chronić ludność przed wielkimi epidemiami, a zatem i przed koniecznością stosowania leków na których zarabiają koncerny medyczne. Z tego powodu jednorazowe zazwyczaj szczepienia stanowią cios w biznesy koncernów chcących „utopić” ludność w farmaceutykach.