16 listopada 2024
trybunna-logo

„Gierek i Jaroszewicz w internacie”

ANEFO – Wikimedia

Janusz Rolicki przeprowadził i opublikował dwa tomy wywiadów-rzek z Edwardem Gierkiem oraz wywiad-rzekę z Piotrem Jaroszewiczem. Uzyskał więc obszerną wiedzę o ich biografiach. W 1994 roku postanowił wykorzystać ją do napisania sztuki scenicznej, której akcja usytuowana jest w obozie dla internowanych, w którym osadzeni zostali niektórzy członkowie byłej ekipy rządzącej PRL w latach 1971-1980, zwanej popularnie ekipą „gierkowską”. Zatytułował ją „Gierek i Jaroszewicz w internacie”, a tytuł opatrzył informacją, że to „farsa w trzech aktach – opowieść miejscami tragiczna, z życia wyższych sfer”.

Ten podtytuł jest jeszcze bardziej sarkastyczny niż tytuł, bo w gronie bohaterów sztuki znaleźli się się działacze polityczni najwyższego szczebla, którzy jeszcze półtora roku wcześniej sprawowali najwyższą władzę w kraju.
W grudniu 1981 roku zostali internowani i znaleźli się w sytuacji krańcowo dla nich upokarzającej z moralno-psychicznego punktu widzenia, jak radykalnie niekomfortowej fizycznie („spartańskie” warunki pobytu w ośrodku).
Jeden i drugi aspekt ich położenia czynił jaskrawy kontrast z ich niegdysiejszą rolą elity władzy, czyli „wyższych sfer”. O ile w tytule sztuki nazwiska jej dwóch głównych bohaterów podane są expressis verbis, o tyle w zwyczajowej liście „osób” sztuki określeni są jako „pierwszy sekretarz partii” i „wysoki by premier”.
Pozostali, występujący w sztuce członkowie byłego kierownictwa ukryci są pod „mianami”, według reguły „sztuki z kluczem”. Pod mianem „Jerzy, ważny członek byłego Biura Politycznego” kryje się najprawdopodobniej Jerzy Łukaszewicz, „Zbigniew niechciany, członek BP”, to wedle największego prawdopodobieństwa, Zdzisław Grudzień, „Mały Były Premier” to Edward Babiuch, „Kobieta internowana”, to (?) Teresa Andrzejewska, „Korpulentny wicepremier” to (?) Jan Szydlak, „Wicepremier Drugi” to (?) Tadeusz Pyka. Trudniej zidentyfikować „Aktualnego Posła”.
Akcja sztuki rozpoczyna się od rozmowy między „Pułkownikiem” a „Porucznikiem”, którzy uczestniczą w czynności przyjęcia internowanych w ośrodku odosobnienia.
Od pierwszych zdań pojawia się konflikt między internowanymi a Pułkownikiem i Porucznikiem, którzy są do nich usposobieni wrogo i nastawieni na ich upokarzanie, jako osób „winnych doprowadzenia kraju do ruiny”, co Pułkownik wyraża wprost i w sposób ostry. Pierwszy akt sztuki, to rozmowa dwóch wspomnianych oficerów, w której odzwierciedla się nie tylko komentarz do bieżącej sytuacji, do wprowadzonego stanu wojennego, ale także odniesienia do gierkowskiego dziesięciolecia, do pojawienia się regularnej opozycji z KOR-em Kuronia i Michnika na czele („chłopaki śledzili tych korowców, kapeenowców i dipowców i innych śmierdzieli, chodzili jak im przykazano za nimi krok w krok od Wiejskiej do Alei Róż czy na Ursynów i z powrotem”), do „Solidarności” i Wałęsy z jego „drugą Japonią” do postawy przywódców bratnich krajów z Breżniewem na czele. Jednocześnie rozmówcy wymieniają się gorzkimi uwagami na temat uwarunkowań i „kuchni” swojej służby w minionym dziesięcioleciu. Dialog ten, „podlany alkoholem”, napisany został z bardzo dobrym wyczuciem językowym.
W kolokwialny, bezładny, pełen wulgaryzmów język obu rozmówców wplątane są zwroty zaczerpnięte z frazeologii biurokratycznej i publicystycznej tamtych czasów. Besztając internowanych, Pułkownik zwraca się do nich słowami: „I wybijcie sobie z głowy, ze ja wam do kurwy nędzy dam nowy dom. To nie wypoczynek na Krymie, czy w rezydencji rządowej, to jest kara za woluntarystyczną politykę i za rujnację kraju. Polska jest dziś w ruinie! Przez was to społeczeństwo i ten naród nie dojada i znielubiło socjalizm. I przez was powstała „Solidarność”.
W innym fragmencie rozmowy, Pułkownik, mieszając język propagandowy z kolokwialnym i knajackim, mówi do Porucznika: „jak krew poleje się, nie od parady, a tak na serio i do tego strumieniami, to jak nic z jednej strony wezmą pod ścianę ekstremistów korowskich takich jak Michnik z Kuroniem, a dla równowagi pstrykną jeszcze kilku naszych obecnych klientów. Wszystko po to, aby naród myślał, że ciężko jest ale za to władzę ma sprawiedliwą”. W wywodach Pułkownika i Porucznika pojawiają się też akcenty antysemickie („Jaruzelski, Kiszczak, Janiszewski, Tuczapski, Piotrowski, Hermaszewski. Kurwa, po tych nazwiskach to za diabła nie poznasz. Kiedyś Żyd był Żyd. Nazywał się jak trzeba: Rozenzweig, Hirszberg, Baumiler, Cymbergaj, a dziś nawet za Radziwiłła nie można dać głowy”, deklaracje („Ja to Żydów nie lubię”, Ja też”) i dłuższe wywody o intelektualnych przewagach Żydów („te skurwiele są od nas inteligentniejsi”, „jak oni mają nie być od nas mądrzejsi, skoro każdy Żyd uczy się musowo czytać już od trzech tysięcy lat”). Zaznaczając swoją przewagę wykształcenia nad Porucznikiem, który zadaje mu pytanie: „A może ty Stefek, sam tego jesteś, skoro tak gadasz? – to mówiąc poprawia sobie bródkę charakterystycznym gestem”, Pułkownik odpowiada: „Jak cię zamaluję, to się nogami nakryjesz. Wiedz neptku, że nie ma historii filozofii bez starozakonnych. Posłuchaj: Spinoza, Hegel, Feuerbach, Marks, Lenin…”. „Porucznik ze zgrozą: „Jezus, Maria! Marks i Lenin?”
Pułkownik wyraża też swoją „filozofię polityki”: „w socjalistycznym kraju skrojonym jeszcze przez Batiuchę Stalina, nie można bezkarnie bawić się w pseudodemokrację.
Każde dziecko u nas wie, że realny socjalizm, to jest taki ustrój, w którym trzyma się społeczeństwo, zresztą dla jego dobra, za mordę. A Gierek, gdy oni zorganizowali KOR czyli splunęli jemu i nam wszystkim w twarz, otarł się jedynie i udał, że nic się nie stało. No to te sukinsyny dały mu wtedy popalić. I mało im było tego darcia gęby na użytek zagranicy, to jeszcze zrobili „Latające Uniwersytety”, a w końcu wzięli się za poligrafię. I było jak w ruskim filmie hajda trojka śnieg puszysty”. Dialog a jednocześnie akt pierwszy kończy Pułkownik: „Po solidnej pracy należy się solidny wypoczynek. Tak mówi Marks z Engelsem i katolickimi świętymi. Możecie już panowie do kurwy nędzy iść spać”.
Bohaterami aktu drugiego są internowani dygnitarze z Gierkiem i Jaroszewiczem na czele. Rozmawiają o swoim położeniu, rozpamiętują polityczną przeszłość, snują rozmaite hipotezy i domniemania związane z mechanizmami rządzącymi polityką i sprawowaniem władzy. („A kto uważasz zorganizował strajk lubelski? Nie było jeszcze „Solidarności”, a stanęło całe województwo, a po nim Wschodnia DOKP. Trzy dni ruskie wojska nie miały łączności kolejowej z NRD. To miało Gierka zniszczyć, a on ich przechytrzył i po ugodzie Jagielskiego ze strajkującymi pojechał jakby nigdy nic na urlop do Breżniewa. I to zmusiło Kanię i Jaruzelskiego do dalszego kręcenia korbką. A nie zaprzeczysz, że aby taki strajk lubelski miał miejsce, to musi być organizacja że ho, ho. (…) Bo moim zdaniem za tymi strajkami stali Kania i Jaruzel. Zresztą nieprzypadkowo Kruka, sekretarza wojewódzkiego w Lublinie, Kania nagrodził zaraz po naszym upadku stanowiskiem zastępcy członka Biura Politycznego. A chodziło wtedy o jedno: o pozbycie się Gierka. Bo dzięki poparciu Breżniewa był nie do ruszenia. A oni głupcy sądzili, że jak jego wywalą, a nas przy okazji, to zacznie się Bonanza”. (…) Kania z Jaruzelskim już praktycznie już w czasie zjazdu, w dużym stopniu, kontrolowali sytuację w partii, dlatego zgadzali się, żeby usunąć z Biura mnie, Olszowskiego, Tejchmę czy Kępę (…) Gierek natomiast zachowywał się jak dziecko we mgle”). Nawiązują też do swoich cech indywidualnych, toczą emocjonalne potyczki, wybuchają resentymenty, gdy n.p. Sekretarz Były mówi do Wysokiego Premiera: „(…) nie chciałem i nie potrafiłem wydzierać się na ludzi i ich obrażać, tak jak ty to robiłeś wobec swoich ministrów. Starałem się w stosunku do podwładnych i osób ode mnie zależnych być grzeczny. Nie zależało mi żeby powszechnie obawiano się mego chamstwa (…)”.
Akcja trzeciego aktu sztuki rozgrywa się 20 lat później i wpisuje się generalnie w tematykę, która była swego czasu eksploatowana życiu politycznym i publicystyce jako wątek „kapitalizmu nomenklaturowego”, ale pominę to, jako że nie przynależy on do tematyki zawartej w tytule.
Sztuka Janusza Rolickiego, mimo formalnych atrybutów właściwych tekstowi scenicznemu, nie jest dramatem w klasycznym sensie tego określenia. To raczej dynamiczne, naznaczone świetnym słuchem językowym, sceny dramatyczne. Mimo upływu 26 lat od powstania tego tekstu, nie doczekał się realizacji. A szkoda, bo to bardzo interesujące, barwne tworzywo dla widowiska o mechanizmach polityki. Polskiej?

Post scriptum: jeśli piszący te słowa nietrafnie odczytał (niektóre) skryptonimowane postacie sztuki z kluczem, to będzie wdzięczny za ewentualne korekty.

Poprzedni

Stopy ruszyły z miejsca

Następny

Paweł Orzeł, czyli zberezizm żyje!

Zostaw komentarz