22 listopada 2024
trybunna-logo

Gniew demonstrantów

Setki Kubańczyków wyszły na ulice miast w protestach przeciwko pogarszającym się warunkom życia. W ostatnich miesiącach gospodarka kraju znalazła się w największym kryzysie od lat. W sklepach zabrakło podstawowych produktów, w kraju brakuje prądu i artykułów medycznych a sytuacja jest szczególnie zła na prowincji. W demonstracjach udział biorą głównie młodzi ludzie a protesty przybrały charakter antyrządowy.

Demonstranci są zdesperowani, mają dość obecnej sytuacji, ciągłych niedoborów, braków wszystkiego i niepewności. Niektórzy demonstranci obrzucili policję brukówkami, starli się ze zwolennikami rządu i skandowali hasła „Wolność”, „Równość” lub imię Fidel!, co ma podkreślić, że chodzi tu o przypomnienie rządowi o podstawowych wartościach rewolucji. Wśród zatrzymanych przez policję znaleźli się uczestniczący w protestach działacze lewicy, w tym znany komunistyczny bloger Frank Garcia Hernandez albo dziennikarze lewicowej gazety internetowej Tremenda Nota walczącego o prawa osób LGBT. Demonstranci mają za złe prezydentowi Miguelowi Díaz-Canelowi, że w reakcji na protesty, zamiast próbować rozmawiać z demonstrantami, wezwał rewolucjonistów (zwolenników rządu) do wyjścia na ulice i przeciwstawienia się demonstrantom. Taka postawa może dodatkowo podzielić Kubańczyków i doprowadzić do rozszerzenia się fali przemocy a potem być wykorzystana przez wrogów Kuby jako pretekst do interwencji. W momencie pisania tego artykułu media donoszą o pierwszej ofierze śmiertelnej po stronie demonstrantów.
Fala demonstracji została z zadowoleniem odnotowana w Stanach Zjednoczonych, gdzie prawicowo-mafijna opozycja emigracyjna zorganizowała w Miami „pikiety solidarnościowe”. Choć prezydent Joe Biden zapowiadał wcześniej dążenie do normalizacji stosunków z Kubą, to politycy wokół niego próbują wykorzystywać protesty do delegitymizacji rządu w Havanie. Delegacja USA w ONZ głosowała przeciwko wnioskowi o zniesienie trwającego sześć dekad embargo i znalazła się w tej sprawie w haniebnej mniejszości zaledwie trzech państw.
Ze strony polityków w innych krajach płyną ostrzeżenia by nie podsycać nastrojów i pozwolić Kubańczykom rozwiązać te problemy bez przemocy. Meksykański prezydent Andrés Manuel López Obrador przestrzegał USA przed próbami interwencji i mówił, że ma nadzieję na pokojowe rozwiązanie kryzysu. „Kubańczycy sami muszą zdecydować, bo Kuba jest wolnym, niezależnym i suwerennym krajem – nie może być interwencji” – mówił.
Kuba stoi w obliczu bardzo poważnych wyzwań. Wyspa była dławiona amerykańską blokadą przez dekady, ale w ostatnich miesiącach kłopoty kraju się dramatycznie spotęgowały. Po pierwsze na skutek pandemii sparaliżowany został krajowy sektor turystyczny. Z tropikalnych kurortów odwiedzanych przez zachodnich turystów płynęły znaczące przychody dla gospodarki kraju. Pandemia to uniemożliwiła. Ale jeszcze poważniejszym powodem kryzysu jest polityka Stanów Zjednoczonych. Prezydent Donald Trump wprowadził dławiące embargo, jakiego wyspa nie widziała od dziesięcioleci. Rząd kraju bezpodstawnie oskarżono o „wspieranie terroryzmu”. Embargo oznacza, że każda firma na świecie, która wejdzie w jakiekolwiek stosunki handlowe z Kubą, musi się liczyć z sankcjami USA. Władze USA znacząco utrudniły też możliwość legalnego podróżowania na wyspę. Amerykańscy obywatele przez 50 lat mieli ze strony swojego rządu zakaz podróżowania na Kubę a w sytuacji złamania zakazu musieli się liczyć po powrocie do USA z potencjalną karą więzienia. Zakaz zniesiono dopiero w 1999 roku. Ale administracja Trumpa przywróciła go de facto, zakazując obywatelom korzystania z większości hoteli i miejsc turystycznych na wyspie. Embargo dotyczy też wszystkich zagranicznych firm turystycznych.
Amerykańska blokada uderza bezpośrednio w obywateli Kuby. Na wyspę nie można sprowadzić żadnych niezbędnych produktów, w tym najpotrzebniejszych artykułów medycznych, nawet strzykawek i igieł. Wyjątkowym skandalem było zablokowanie przez USA możliwości dostarczenia na wyspę sprzętu potrzebnego do walki z coronawirusem. Statek, który przybył na wyspę z dostawą maseczek chirurgicznych, respiratorów czy kondensatorów tlenu nie mógł dostarczyć sprzętu, bo uniemożliwiała to amerykańska blokada.
Bieda i niedostatki na Kubie istnieją faktycznie. Kuba mogła wyzbyć się tych problemów wiele lat temu, gdyby nie amerykańska blokada. Ale celem USA jest pogłębienie tych problemów i pokazywanie, że zbuntowany przeciw USA kraj nie może sobie poradzić i skazany jest na biedę. Starania USA mają jedną poważną słabostkę. W okolicach Kuby nie ma pozytywnego przykładu na państwo, które słuchając zaleceń USA zapewniło społeczeństwu dobrobyt, bezpieczeństwo i rozwój społeczny. Podburzenie Kubańczyków nie będzie proste, bo USA nie mają pozytywnych przykładów na zastosowanie swoich recept w Ameryce Południowej. Dyktatury, tortury, masakry, zamachy stanu, wyzysk, nędza i skorumpowane junty – z tym kojarzy się obecność USA w Ameryce Południowej. W rzeczywistości to kubańska edukacja i rewelacyjna służba zdrowia stały się wizytówkami kraju. „Eksport rewolucji”, którym straszy od lat rząd USA jest tak naprawdę wysyłaniem kubańskich lekarzy lub nauczycieli do najbiedniejszych części Ameryki Południowej, gdzie ludzie często przez całe życie nie widzieli lekarza a proamerykańskie państwo nigdy nie zapewniło dzieciom podstawowej edukacji. Znamienne jest nawet to, że na biednej, blokowanej Kubie dostęp do służby zdrowia mają wszyscy a w najbogatszym kraju świata, w USA, miliony najbiedniejszych ludzi były przez lata pozbawione tego przywileju i sytuację tę poprawiła dopiero ustawa znana jako Obama Care.
Głównym celem polityki USA wobec Kuby jest oczywiście od dekad nadzieja na wywołanie fermentu, niezadowolenia, buntu i gniewu wśród mieszkańców Kuby. W dzisiejszych czasach stało się to łatwiejsze dzięki internetowi i mediom społecznościowym. USA tworzyły nawet specjalne aplikacje skierowane do Kubańczyków by za ich pośrednictwem rozpowszechniać fake newsy, dezinformację i kłamstwa. Jedna z takich aplikacji powstała już w 2014 roku. Amerykańskie służby wypuściły za pośrednictwem fundacji USAid aplikację o nazwie ZunZuneo, nazywaną potocznie „kubańskim Twitterem”. Formalnie miała to być platforma prezentująca mało kontrowersyjne informacje, takie jak futbol, wydarzenia muzyczne, czy informacje pogodowe. Strona internetowa umożliwiała komentowanie postów i wysyłanie darmowych wiadomości. W założeniu miała ona jednak, po osiągnięciu wystarczającej popularności, pomóc w mobilizowaniu Kubańczyków do zamieszek i wystąpień. Administracja USA miała nadzieję, na doprowadzenie do „kubańskiej wiosny”. Twórcy aplikacji dołożyli wielkich starań, by nie wyszło na jaw, że za stworzeniem aplikacji stoi rząd USA. W tym celu grupa operacyjna zajmująca się tworzeniem aplikacji rezydowała w Barcelonie, wykorzystywała skomplikowaną sieć powiązań między firmami zarejestrowanymi w rajach podatkowych i korzystała z konta bankowego zarejestrowanego na Kajmanach. Proces rozsyłania informacji i redagowania serwisu informacyjnego prowadzono z lokali operacyjnych w stolicach Nikaragui i Kostaryki. Całą operację organizowano w czasie, gdy relacje między USA i Kubą się poprawiały a Kuba w coraz większym stopniu dostosowywała się do warunków międzynarodowej współpracy gospodarczej z Zachodem. Platformie udało się zgromadzić kilkadziesiąt tysięcy użytkowników, ale po pierwsze skończyły się pieniądze na projekt i władze USA zrezygnowały z jego kontynuacji a po drugie Kubańczycy zorientowali się, że za projektem stoi rząd USA i zainteresowanie nim spadło.
Okazuje się jednak, że obecna fala protestów także nie jest przypadkowa i ponownie wspiera je rząd USA przy pomocy fake newsów i dezinformacji. Dla przykładu, w ostatnich dniach w mediach społecznościowych pojawiły się zdjęcia lub nagrania pokazujące kibiców piłkarskich z Egiptu lub Brazylii a opisanych jako demonstranci w Havanie.
Cytowane przez niektóre media hiszpański analityk internetowy Julian Macias Tovar wykrył znaczną liczbę fałszywych kont w mediach społecznościowych, powiązanych z grupą prawicowych argentyńczyków, których konta wykorzystywane były przy akcjach dezinformacyjnych wymierzonych w lewicowych polityków w Ameryce Południowej, między innymi w prezydenta Evo Moralesa. Operacja wykorzystuje specjalnie stworzone internetowe boty, algorytmy i fałszywe konta by spotęgować przekaz kubańskiej opozycji. Operacja koordynowana jest przez prawicową, południowoamerykańską organizację o nazwie Freedom Foundation, która oficjalnie zajmuje się „promocją koncepcji społeczeństwa wolnorynkowego” i ma wsparcie ze strony amerykańskich fundacji republikańskich i o której wiadomo, że jest powiązana z CIA.
Zwolennicy obecnej fali protestów na Kubie posługują się w mediach społecznościowych hashtagiem SOSCuba. Według Tovara, pierwsze konto otagowane hashtagiem SOSCuba było zlokalizowane w Hiszpanii. Z tego konta wyszło 1000 tweetów antykubańskich w dniach 10 i 11 lipca a publikowane były z częstotliwością 5 tweetów na sekundę. Pojawienie się tych tweetów miało stworzyć wrażenie szerokiej akcji obywatelskiej. Ale struktura tych wiadomości sugeruje, że była to skoordynowana akcja rozsyłania tresci przez fałszywe konta a Tova sugeruje, że możliwość tworzenia takich kont ma armia USA.
Trzeba tu podkreślić jeszcze raz: Kubańczycy mają wiele powodów by protestować i odczuwać gniew w związku z sytuacją w kraju a obecne protesty są prawdziwe i należy uznać je za uzasadnione. Ale osobną sprawą jest podsycanie ich przez USA. Międzynarodowa lewica z jednej strony powinna starać się przekonać rząd Kuby by potraktował gniew obywateli poważnie i przystąpił do negocjacji z nimi a z drugiej strony trzeba domagać się zakończenia haniebnej i agresywnej blokady USA, która jest głównym powodem nędzy na Kubie.

Poprzedni

Pamięci Dąbrowszczaków

Następny

Biskup – łotr

Zostaw komentarz