23 listopada 2024
trybunna-logo

C.d.n.

(191020) — LONDON, Oct. 20, 2019 (Xinhua) — British Prime Minister Boris Johnson speaks at the House of Commons in London, Britain on Oct. 19, 2019. (Jessica Taylor/UK Parliament/Handout via Xinhua) HOC MANDATORY CREDIT: UK Parliament/Jessica Taylor

W sobotę Izba Gmin miała głosować przyjęcie lub odrzucenie umowy podpisanej przez premiera Wielkiej Brytanii Borisa Johnsona z Unią Europejską.
W rezultacie jednak dalej nie wiadomo, co będzie.

Było to pierwsze od 37 lat sobotnie posiedzenie Izby Gmin – poprzednie miało miejsce w związku z atakiem Argentyny na Falklandy. Tym razem okoliczności były – w gruncie rzeczy – równie dramatyczne, bo przecież dotyczące przyszłości Zjednoczonego Królestwa. Ale okazało się, że góra urodziła mysz i serial brexitowy trwa nadal.
Przeszkodą okazała się poprawka zgłoszona przez konserwatywnego deputowanego Olivera Letwina (jednego z torysów, którzy opuścili obóz premiera Johnsona w związku ze sposobem, w jaki prowadzi on „rozwód” Wielkiej Brytanii z Unią Europejską), wymuszającą wniosek o odroczenie brexitu do czasu przygotowania niezbędnych ustaw, czyli co najmniej o trzy miesiące. Boris Johnson, który w tej sprawie gra va banque, zakłada, że jakimkolwiek przypadku brexit powinien nastąpić 31 października. Skoro zatem Izba Gmin przyjęła poprawkę – większością 322 w stosunku do 306 głosów, rząd wycofał spod głosowania wniosek w sprawie akceptacji bądź odrzucenia zawartej z UE umowy. W tej sytuacji znów wszystkie scenariusze, z „twardym” brexitem włącznie, są otwarte.
Boris Johnon natychmiast zwrócił się do UE z prośbą o przesunięcie terminu, wysyłając dwa listy – w pierwszym, niepodpisanym, prosząc o taką reakcję, w drugim – podpisanym – argumentując przeciwko takiej decyzji. W konsekwencji brytyjski parlament czeka szereg głosowań, które rozpoczną się już we wtorek. Niemniej w nieustającej batalii premier poniósł kolejną porażkę, choć znów nie jest to decydująca klęska.
Choć poprawka Lewina miała – j twierdzi jej autor – stanowić zabezpieczenie przed bezumownym brexitem, jej konsekwencje mogą byś wręcz przeciwne. Bo jeśli UE nie zgodzi się na kolejne odroczenie, bo przecież w końcu uzgodniła z Borisem Johnsonem umowę regulującą warunku opuszczenia jej przez Wielką Brytanię, 31 października może nastąpić ostateczne zerwanie i dalej będzie „ratuj się, kto może”.
Głosowanie nad poprawką Letwina nie wskazuje, czy Izba odrzuci umowę. Według szacunków premierowi do zaakceptowania ubiegłotygodniowej umowy z UE brakuje ok. 10 głosów, ale są to szacunki oparte na założeniach, że wszyscy deputowani będą głosować zgodnie z liniami ich partii i przy zachowaniu dyscypliny, a tak może wcale nie być. W rezultacie odroczenie sobotniego głosowania daje mu także czas na przekonanie nieprzekonanych, przede wszystkim północnoirlandzkich unionistów, z których głosami byłby w stanie przeforsować swój wniosek i doprowadzić ten dramatyczny i pełen spektakularnych zwrotów serial do końca.
Osobne pytanie, to jak zareaguje na to wszystko Bruksela i czy zgodzi się na kolejne przeciągnięcie, nawet jeśli alternatywą będzie brexit bezumowny. Akceptując umowę, szczyt 27 dał bowiem bardzo klarowny sygnał, że na tym sprawa powinna być zakończona.

Poprzedni

48 godzin Sport

Następny

Odłamek

Zostaw komentarz